Drogi przyjacielu Opactwa Świętego Józefa,
« Cześć, dynamicie » rzuca pewnego ranka 1973 r. studentka do swojej przyjaciółki. U niej to, pod uzewnętrznionym ognistym temperamentem, kryje się przebogate życie wewnętrzne. W 1975 r., kilka dni przed śmiertelną chorobą, która uderzy w nią w wieku 21 lat, powierzyła swojej mamie : „Jestem tak bardzo szczęśliwa, że gdybym teraz umarła, poszłabym prosto do nieba, bo niebo jest uwielbieniem Boga i ja już w nim jestem”. Jej proces beatyfikacyjny został oficjalnie otwarty w 1990 r.
Klara de Castelbajac urodziła się 26 października 1953 r. w Paryżu, jako ostatnie dziecko z pięciorga rodzeństwa. Ochrzczona 3 dni później, została powierzona opiece św. Klary i Maryi Niepokalanej. Wraz ze swoją rodziną spędziła pierwsze pięć lat swojego życia w Rabacie, w Maroku, aż do ostatecznego powrotu do Francji w 1959 r. Mama prędko nauczyła ją robić znak krzyża i modlić się. Podczas spacerów Klara często przychodziła do kościoła na krótką modlitwę, gdyż dobrze wiedziała, że kościół jest “domem Jezusa”. Jej zapalczywy charakter objawił się bardzo prędko: Klara nie miała miary w tym, jak kochała, czego pragnęła, co dawała. W wieku ok. trzech lat często wybuchała złością, po czym natychmiast następowały akty skruchy, tak głębokie, jak żywe były napady gniewu. Mimo ogólnej żywotności Klara prędko doświadczyła choroby: w wieku 4 lat zatrucie zaprowadziło ją na próg śmierci. Zaraz potem przyszło zakażenie jelit, potem angina i konieczność leczenia zastrzykami. Jak tylko Klara widziała pielęgniarkę, dostawała napadów furii, wrzeszcząc i rzucając się na wszystkie strony. Dopiero kolejnego roku, przygotowując się do pierwszej komunii świętej, dowiedziała się, co znaczy ofiarowywać swoje cierpienie Jezusowi i powoli nauczyła się opanowania, by móc znosić ból.
Powrót do Francji był dla Klary dużym szokiem psychologicznym. Opuścić uroczą willę w Rabat z jej cudownym ogrodem, by zamieszkać w starym domostwie rodzinnym w Lauret (na południowym zachodzie Francji) – “wielkim domu całym połamanym”, jak mawiała – było prawdziwym rozdarciem. Pierwszy raz przystąpiła do komunii świętej w czerwcu 1959 r., po wielu wysiłkach, by się dobrze przygotować. Jej hojność w ofiarowywaniu się Bogu w małych sprawach utrzymywała się także w kolejnych latach. Zanotowała między innymi: 1) nie napiłam się wody 2) akt miłości 3) byłam posłuszna mamie bez ociągania się 4) nie poskarżyłam się, że boli mnie brzuch, itp. Przed pierwszą spowiedzią Klara pragnęła dokładnie zbadać swoje sumienie. Wzięła katechizm i uważnie pochyliła się nad “wszystkimi grzechami z listy”, potem powiedziała mamie: “Nic z tego nie rozumiem, więc nie wiem, czy popełniłam te grzechy. Ale proszę, niech mama mi je wyjaśni… Gdybym rozumiała wszystkie grzechy, już nigdy bym ich nie popełniła, bo nie chciałabym zasmucić Jezusa”.
Żeby wszyscy poszli do Nieba!
Klara nie miała jeszcze 6 lat, kiedy pewnego wieczoru, spontanicznie, ułożyła taką modlitwę : „Jezu, spraw, by źli ludzie i ci, którzy Cię nie kochają, i ci, którzy Cię nie znają, aby stali się dobrzy, aby Cię poznali i pokochali i żeby modlili się trzy razy dziennie i żeby wszyscy poszli do Nieba”. Mama zapytała raz Klarę : „Pomyślałaś, by ofiarować twoje serce i cały twój dzień? – Oczywiście! Bez tego, do czegóż bym się nadawała?” Ale ta żywa pobożność nie ostaje się bez walki. Jednego dnia Klara odezwała się ostro do swojej mamy: “Dlaczego pozwoliliście mi się urodzić? Dlaczego posłaliście mnie do pierwszej komunii tak wcześnie?” I skarżyła się na wiele wysiłku, którego to od niej wymaga….
Mając ogromną potrzebę komunikacji, Klara pisała swoim rodzicom liściki, które w sekrecie kładła na stole przy ich talerzach albo pod poduszkami w łóżku. Kiedy miała 9 lat, zapisała: “Moja kochana mamo ukochana, najpierw chcę napisać, że kocham was, mamo, bardzo, bardzo, najbardziej na świecie. Jesteście, mamo, tak bardzo dobra!!! I jeszcze chciałam przeprosić za wszystkie moje przewinienia, przebaczcie mi, mamo, jesteście tak dobra, kochana mamo….”. Rankiem w dniu jej 10-tych urodzin, mimo zmęczenia, Klara nalega, by uczestniczyć we mszy świętej. Wieczorem tego dnia zwierza sie mamie: “Wiecie, mamo, o co prosiłam dzisiaj rano?… żebym zawsze została czysta, tak jak byłam czysta zaraz po chrzcie”. Klara wyrobiła sobie zwyczaj wzywania Najświętszej Maryi Dziewicy każdego ranka zaraz po przebudzeniu: “O Maryjo Niepokalana, powierzam Ci czystość mojego serca. Bądź na zawsze jej Strażniczką”. W wieku 11 lat Klara świętuje uroczyście sakrament komunii świętej. Podczas gdy jej koleżanki otrzymały góry prezentów bez żadnego charakteru religijnego, Klara podziękowała rodzicom, że od nich nie otrzymała żadnego poza świętym obrazkiem, na którym jej mama napisała zdanie, które stanie się bardzo ważne dla Klary: “Miej głębokie pragnienie, aby Pan dał ci wszystko, o czym wie, że brakuje ci dla Jego czci i chwały” (św. Jan od Krzyża).
Pierwsze lata edukacji Klary odbywały się w domu, nauczaniem zajmowała się jej mama; w 1964 r. Klara przeniosła się do szkoły z internatem w Tuluzie, prowadzonej przez siostry ze zgromadzenia Najświętszego Serca Pana Jezusa i szybko dała tam poznać swoją ogromną radość życia, żarliwą hojność i szczególny pociąg ku rzeczom Bożym: “To cudowne! – napisała – Dziś rano poszłam na mszę i przyjęłam komunię świętą… Pomyślałam o was, drodzy rodzice, którzy przekazaliście mi wiarę katolicką, którzy nauczyliście mnie modlić się, którzy mnie ochrzciliście. Wszystko wam zawdzięczam i dziękuję wam bardziej, niż mogę to powiedzieć lub pomyśleć.”
Dzieci proszą
Podczas rewolucji maja 1968 r. Klara słuchała i dużo rozmyślała. Odczuwała mocno bałagan polityczny i społeczny, którego była świadkiem, i widziała tu jedyny ratunek : modlić się do Najświętszej Maryi Panny, według wskazań z Fatimy. Z własnej inicjatywy namówiła uczennice swojej pierwszej klasy liceum, by napisać list do biskupów Francji : „Ekscelencjo, w 1917 Maryja poprosiła : codzienny różaniec, oddanie się Jej Niepokalanemu Sercu, komunia wynagradzająca w pierwsze soboty miesiąca. „Jeśli posłuchacie mojej prośby, Rosja się nawróci i będzie pokój, inaczej jej błędy rozciągną się na całym świecie”. Aż do teraz Rosja rozciąga swoje błędy i pokój jest daleki od idealnego. Możliwe, że Francja i inne kraje katolickie nie prosiły wystarczająco Dziewicy Maryi o nawrócenie grzeszników… Dlatego też, Ekscelencjo, błagamy cię, byś poprosił swoich księży, aby ci przekazali orędzie Maryi wszystkim swoim parafianom… Ekscelencjo, proszą cię o to dzieci, proszą o to też wszystkich biskupów Francji, by przekazali ten apel Kościołowi naszej ojczyzny. Jesteśmy pewne, że Ekscelencja weźmie ten list pod uwagę i za to dziękujemy.” Z entuzjazmem swych piętnastu lat Klara oburzała się falą kontestacji, która zalała Kościół i zmierzała do unicestwienia przeszłości. Tak ją to dotknęło, że rozchorowała się i musiała skończyć rok szkolny w domu. Wtedy zauważyła, że młodzi ludzie z jej wioski nie mają okazji do wspólnych rozrywek. Klara zorganizowała więc najpierw chór, potem grupa młodych przygotowała dwie sztuki teatralne dla starszych osób z sąsiedniego hospicjum, dla niepełnosprawnych oraz po prostu dla mieszkańców wsi. Kolejną klasę liceum Klara podjęła w szkole sióstr dominikanek pod Tuluzą. Nie pałała entuzjazmem, ale dobry humor jej nie opuszczał. W jednym z listów napisała : „To zadziwiające, kiedy tak się zastanowić, jak wiele powodów do szczęścia można znaleźć! Życie samo w sobie jest jedynie szczęściem! To ludzie powodują w nim nieszczęście. Gdyby wszyscy mogli to zrozumieć!” Jednak wewnętrzne walki były wciąż obecne w życiu Klary. W święto narodzenia Najświętszej Maryi Panny 8 września 1970 r. Klara odmówiła przyjaciółce pójścia razem na mszę świętą, mimo miłości i czci, którymi darzyła Maryję. Tego dnia wyczytać można było na jej zaciętej twarzy wewnętrzną walkę. W ostatnim roku liceum (1970-71) Klara zamieszkała w wynajmowanym pokoju w Tuluzie i kontynuowała naukę u dominikanek.
Trudne, ale piękne
Kiedy mama Klary zachorowała, musiała pójść do szpitala, a potem leżała w łóżku przez ponad rok. Klara każdego wieczora chodziła ją odwiedzić do szpitala. W każdy piątek wieczorem wracała do Lauret, gdzie spędzała czas ze swoim tatą. To doświadczenie rodzinne wywołało potworny ból : „Mam tego dość… dość…” – napisała do jednej ze swoich sióstr 15 lutego 1971 r.; i zaraz dorzuciła : „W każdym razie, z całego tego smutnego czasu, wychodzę dojrzalsza, bo zobaczyłam, że nie żyje się tylko dla siebie, ale dla innych i że wszyscy SĄ po to, by żyć dla innych i czynić ich szczęśliwymi. To jest potwornie trudne, ale kiedy się to udaje, jest to coś pięknego.” W kwietniu tegoż roku to Klara musiała pójść do szpitala z powodu rwy kulszowej. Będąc przykutą do łóżka, dużo pisała : pisała malownicze listy, w których mówiła o wszystkim, ale rzadko o swojej chorobie. Korzystała z nadarzających się okazji, by ewangelizować : pielęgniarce ze zmiany nocnej, która jej się zwierzała i utrzymywała, że nie ma czasu na Boże sprawy, Klara odpowiedziała : „Ależ siostro, nie wie siostra, że wiara pomaga działać najlepiej? Proszę więc stracić jedną godzinę na odnalezienie wiary i będzie siostra szczęśliwa, a nie pusta, jak to teraz siostra opisuje !” „Jaki to cenny skarb, wiara! – powiedziała rodzicom. – Jakbym bardzo chciała, by ta kobieta ją odnalazła !”
W sierpniu, po pięciu miesiącach cierpień, Klara przeszła pomyślnie operację kręgosłupa. Szybko wróciła do dawnej formy, choć napady bólu rwy kulszowej będą okresowo nawracały. Trzy tygodnie po wyjściu ze szpitala Klara zdała maturę i zdecydowała poświęcić się odrestaurowywaniu obrazów i fresków. Ten zawód miał w jej oczach ważne zalety : niezależność w pracy i możliwość, już później, zostania w domu. Klara zdecydowała się zdawać egzaminy wstępne do Wyższej Szkoły Konserwacji Dzieł Sztuki w Rzymie, uczelni państwowej, która co roku gwarantowała trzy miejsca dla kandydatów zagranicznych. Przygotowywały ją do tego zajęcia z historii sztuki na wydziale uniwersytetu w Tuluzie. Klara zabrała się ostro do pracy. Bardzo towarzyska, odwiedzała wciąż znajomych, a także regularnie osoby starsze i niedołężne ze swojej dzielnicy. Jej religijność nie słabła. “Wczoraj wieczorem zdecydowałam się chodzić na mszę codziennie… Mam wystarczająco dużo czasu, by pójść na uczelnię, zaraz po skończeniu mszy; wychodzę z niej cała dobra, cała czysta, cała święta, i wskakując na rower, gnam pośród tłumu”.
Nie bój się niczego
W Wielkanoc 1972 r. Klara zdecydowała przenieść się do Rzymu, by lepiej przygotować się do egzaminów. Miała wtedy 18 lat. Trzy miesiące pracy w warsztacie i bibliotece, od maja do lipca 1972 r., potem dwa miesiące wakacji w Lauret, przerwane narodową pielgrzymką 15 sierpnia do Lourdes, zajęły ją aż do jesieni. W październiku Klara wróciła do Rzymu, gdzie już od dawna mieszkali dwaj bracia jej mamy. Jeden był karmelitą, drugi, ojciec ośmiorga dzieci, przyjmował ją często w swoim domu. W jej osobistych notatkach można przeczytać: „Świętość to Miłość w przeżywaniu rzeczy zwykłych dla Boga i z Bogiem, z Jego łaską i Jego siłą” (17 października 1972 r.). Napisała też do swoich rodziców: “Jestem przerażona myślą, że mogłabym być przyjęta! Wiem, że w Biblii jest napisane 366 razy : „Nie lękaj się”, raz na każdy dzień roku, i że łaska Boża będzie nam dana, jeśli potrzeba. Ale boję się okrutnie zacząć moje dorosłe życie już za dwa miesiące…” Co nie przeszkadzało jej pracować pilnie, by odnieść sukces.
Data egzaminów, opóźniona przez strajki, została ustalona na 1 grudnia. Klara została przyjęta jako jedna z trzech obcokrajowców. Entuzjazm ją roznosił, a jednocześnie pojawiały się na horyzoncie nowe zmagania : „Boża ręka nie przestaje mnie chronić, pisała do rodziców. To, co mnie denerwuje, to moje powodzenie u chłopców, całkiem niezamierzone, wierzcie mi. Jeden jest normalnie we mnie zakochany. Jest też jeden Libańczyk, pełen troskliwości…; i jeszcze dorzuciłabym dwóch Włochów, prawiących komplementy i wiernych jak pies. To dużo, jak na dziewięć dni…. To prawda, że wkrótce lepiej mnie poznają …! To trudne, zmienić swoją naturalność i powstrzymywać się od śmiania, a ze wszystkiego żartować i co i rusz podejmować gry słowne… Ale jestem pewna opieki Boga, Maryi Dziewicy i św. Benedykta (Klara nosiła medalik św. Benedykta), nie mówiąc już o Aniołach Stróżach”.
Kilka dni później dorzuciła : „Spieszno mi, by już osiąść, by móc pisać moje listy i mieć moje pół godziny na czytanie duchowe. Różaniec odmawiam podczas dwóch lub czterech kwadransów, które spędzam w metrze. Potrzebuję waszej modlitwy… im lepiej znam ludzi, tym bardziej mnie to deprymuje ; myślałam, że Sztuka dla Sztuki i Piękno dla Piękna, w sensie, że jest to za darmo, dają ludziom głębię i jeszcze coś więcej… Oczywiście, oprócz dwóch czy trzech snobów, wszyscy zainteresowani są jedynie tym, co sami robią, wręcz pasjonują się tym: ale poza tym, nędza! Jedyna rzecz, która ich obchodzi, to przyjemność w każdej możliwej formie. Więc deprymuje mnie to i trochę mdli. Nie mogę ich oceniać, ale wszyscy, z którymi rozmawiam, poza dwoma, są właśnie tacy. Prawie wszyscy żyją z „partnerem”… Jestem rozczarowana… Wszyscy chłopcy uganiają się za mną! Cholera! nie chodzę przecież w mini spódniczkach… a nawet częstuję chłodem i złośliwością tych, których trzeba mi omijać. I im bardziej ich odrzucam, tym bardziej oni kontynuują…. Ale czego najbardziej się boję obecnie, to siebie samej ; bo wszystko wam wyjaśnię. Ludzie nie za bardzo mnie tu podtrzymują w dobrym tak, jak to było w Tuluzie; i tak czasami, patrząc na nich, mówię sobie, że to nie musi być niemiłe dać się poprzytulać przystojnemu facetowi… A zatem modlę się i modlę, by mieć odwagę, czasem mogłabym nawet powiedzieć: heroizm, by się bronić, by nie mieć żadnego „ragazzo” (chłopaka) przed zaręczynami.”
Oddać się szaleństwu
Z czasem Klara pozwoliła sobie jednak na upojenie własną wolnością. W połowie marca 1973 r. zamieszkała z dwoma przyjaciółkami w niezależnym mieszkaniu. Zaczęły przyjmować gości i wychodzić wieczorami, zabawiały się, robiąc „kretynizmy”, według jej własnego wyrażenia. Mało czasu poświęcały na naukę. „Mam wam mnóstwo rzeczy do opowiedzenia – pisała Klara do rodziców… kiedy wracam z zajęć, w domu jest pełno znajomych, i kładziemy się spać, wymęczone, o północy, o pierwszej w nocy. Mój sposób widzenia rzeczy zmienia się: kto ugasi pragnienie życia, które jest we mnie.. ? Wczoraj poszłyśmy nad morze. To było bajeczne! Całkiem same szalałyśmy aż do późnej nocy… byłyśmy z pasją pełne życia, niezależności, pełnej wolności i odurzającego uczucia bycia poza cywilizacją”.
Przy takim rytmie oceny Klary stały się godne ubolewania i była ona bliska wyrzucenia z uczelni. Jeden z jej wujów upomniał ją: « Przykro mi ze względu na twoich rodziców, a zwłaszcza na twojego starszego ojca, że rujnujesz swoje życie …” Na co Klara odpaliła : « A tymczasem ja dobrze się bawię !” Aczkolwiek, była w głębi serca niezadowolona sama z siebie. Jej żywe wyczucie Boga, na wpół porażka w nauce i bez wątpienia także opinia jednej studentki: „Zobaczysz, moja biedna dziewczyno, dojdziesz do naszego ateizmu. Nie daję ci roku, aż staniesz się taka, jak my…” spowodowały zbawienną zmianę. Lato przyniosło szczęśliwe wakacje w Lauret, narodową pielgrzymkę do Lourdes. Na początku października Klara wyjechała pełna wigoru do Rzymu. Napisała do rodziców : „Zdaję sobie sprawę, w jakim stopniu ogarnęły mnie pycha i łatwy egoizm, pod mylącą nazwą emancypacji…” Jej doskonała dyspozycja z początku tego nowego roku szkolnego już nie osłabła. Bóg był ponownie w centrum jej życia, mimo okazyjnych „duchowych buntów”.
Rok później, 16 września 1974, Klara pojechała na trzy tygodnie do Ziemi Świętej z grupą dziesięciorga młodych ludzi, pod opieką ojca dominikanina. „My w Betlejem. Chodzimy przez pustynię godzinami. Wielkie zmęczenie i głód. Asceza : nieoceniona dla czystości, to prawda”. Klara napisała rodzicom : „Jestem w trakcie kompletnego nawrócenia, drążenia mojej wiary, znajdywania jej prawdziwego sensu, i uczę się nieustannie podstaw mojej religii. Na razie gromadzę maksimum elementów gorliwości, pobożności, przykładów, duchowego ubóstwa, żeby móc sama w Rzymie zorganizować moje życie tak, jak to teraz widzę, a nie tak, jak je dotąd przeżywałam. Zaczynam rozumieć sens słowa “miłość do Boga”: nie trzeba, tak sądzę, skupiać się nad pytaniami dodatkowymi, ale wszystko skierować ku Bogu i tylko ku Niemu!”
Całkiem nowe szczęście
Kilka dni po powrocie z Ziemi Świętej Klara otrzymała wezwanie do Asyżu, by pracować przy odrestaurowywaniu fresków tamtejszej bazyliki. Wynajęła pokój u benedyktynek i później napisała do rodziców : „Będę żyć życiem monastycznym : spanie zaraz po kolacji, msza każdego ranka o 7h30 i o 8h do pracy… To, co robimy, to dla mnie szczyt ! Kaplica św. Marcina, Szymona Martini. Ta jest najpiękniejsza… Ten gość, Martini, to był człowiek duchowy pierwsza klasa, widać to jeszcze lepiej z bliska… Doświadczam całkiem nowego szczęścia uczestnicząc we mszy w ciągu tygodnia, czytając Ignacego z Antiochii, św. Jana i medytując przez kwadrans każdego dnia ». 10 grudnia znowu napisała : „Opływam jeszcze bardziej w szczęście, od kiedy mogę liczyć dni, które dzielą mnie od spotkania z wami. I oczekując, aż duszę się z emocji : gwałtowność, którą u mnie znacie, króluje w całej okazałości… Dyrektorka prac pozwala mi chodzić wszędzie tam, gdzie następnego dnia będziemy usuwać rusztowania, bym dokonała ostatnich poprawek. I nawet potem na to nie patrzy, co mnie bardzo krępuje, gdyż odpowiedzialność jest większa niż daję radę unieść. Nieważne : mam wolną rękę. To dopiero jest piękne życie ! wolna, w jednym z najpiękniejszych miejsc w Europie…”
„Klara przyjechała do Lauret 18 grudnia na ferie bożonarodzeniowe. Jej bliscy zobaczyli ją przemienioną. Spędziła w Lourdes poniedziałek 30 grudnia. Na kolanach przed grotą, pochylona do ziemi, Klara spędziła nieruchomo bardzo długi czas. Kiedy się podniosła, jej twarz była całkiem inna, jakby nieobecna, nieskończenie daleka ; coś się wydarzyło między nią i Najświętszą Dziewicą… W sobotę 4 stycznia objawiło się ostre wirusowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. 17 stycznia Klara przyjęła półprzytomnie sakrament chorych. W niedzielę 19 stycznia, podczas gdy bliscy myśleli, że jest w śpiączce, Klara przemówiła nagle, bardzo głośno i wyraźnie : „Zdrowaś Maryjo, łaski pełna…” I zatrzymała się, wykończona. Jej mama podjęła modlitwę. Na koniec każdej zdrowaśki Klara szeptała : „Jeszcze… jeszcze…”, aby kontynuowano różaniec. Wieczorem 20 stycznia pogrążała się w coraz to głębszej śpiączce. Klara odeszła do wieczności, gdzie Bóg ją wezwał, w środę 22 stycznia 1975 r., ok. 5 godziny po południu. Miała 21 lat i 3 miesiące.
Klara chciała “pójść prosto do nieba”. Dużo rozmawiała ze swoim wujkiem, o. Filipem od Trójcy Świętej, o Pierwszym Liście św. Jana: „Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, że mamy pełną ufność na dzień sądu” (1 J 4, 17). W 1970 r. Klara napisała do przyjaciółki : „Naprawdę myślisz, że coraz większa bliskość śmierci jest niepokojąca? Myślę, że nie; nie wolno bać się śmierci. Śmierć jest jedynie przejściem z jednego życia – które właściwie jest tylko przygotowaniem – radości i małych nieszczęść… do pełni szczęścia, pod wieczne spojrzenie Tego, który dał nam wszystko. Śmierć budząca trwogę? Nie, nie powinna taka być: ale winna być oczekiwana z nadzieją (więc przygotowana…). Pamiętasz, że w szkole Najświętszego Serca wiele dziewczyn (w tym także ty) przewidziało, bez wcześniejszych konsultacji, że umrę młodo? I wiesz, przyznam ci się, że nie obchodzi mnie to kom-plet-nie, wiedząc, że czym jest w wieczności te 50 lat życia ziemskiego więcej lub mniej?”
Na przykładzie Klary de Castelbajac uczmy się „wszystko kierować ku Bogu”, szukając tylko, by się Jemu podobać, a Pan odda nam ponad wszelką miarę.
o. Antoni Maria, OSB, opat (Opactwo Św. Józefa w Clairval)