Lata dzieciństwa w Maroku, a później na wsi, zrodziły u Klary zachwyt wobec piękna Stworzenia. Znajdowała tu niewyczerpane źródło uwielbienia Ojca. Klara lubiła chodzić godzinami wśród natury, słuchać śpiewających ptaków. A nade wszystko lubiłą zwierzęta (przygarnęła ich w dzieciństwie dziesiątkę, z każdego gatunku, nadając im najbardziej dziwaczne imiona).
„O jak chciałabym, byś przyjechała do Lauret, żeby oglądać tu złote kolory Jesieni – Stworzyciel ma naprawdę przeobfitą wyobraźnię – na drzewach Pana zobaczysz niezliczoną ilość odcieni i przejrzystości. Oto muza artystów, i najmniejszy podmuch wiatru obdarza nas spektaklem radosnego złoconego tańca – myślisz, że ludzie mogą popełniać samobójstwo wobec takiej opromienionej wizji Wieczności?” (15 lat)
„Sobota, pobudka o 5h rano, żeby iść na grzyby: to było podniosłe! Muszę ci pokazać las o wschodzie słońca, nie określam tego żadnym przymiotnikiem, bo i takiego nie ma. Choć nie: to było „katedralyczne”!” (15 lat)
„To było genialne! Siedziałyśmy na łące, na wilgotnej ziemi, nasze tyłki w chłodzie, podziwiałyśmy z zapartym tchem to pocztówkowe piękno (choć fotografowie wolą zachody słońca, żeby się za bardzo nie zmęczyć).” (17 lat – jesień 1971 – o wschodzie słońca podziwianym z przyjaciółkami)