Strzała płonąca absolutem, Klara przeszła przez ten świat, aby przekazać nam poprzez swoje życie, zewnętrznie tak podobne do naszego, tę wiadomość : Twoim powołaniem jest szczęście !
„Chcę być żywym uwielbieniem Boga. Chcę być cała dla Boga. Skąd mam wiedzieć, czego On ode mnie oczekuje?” Jak diament, który jedynie dzięki słońcu rozbłyska, tak życie Klary okrywa się blaskiem jedynie w świetle tego podboju absolutu. Radość wydaje się być myślą przewodnią jej życia, ale czasem okupione to było prawdziwym wysiłkiem…
Urodzona 26 października 1953 r. w rodzinie głęboko wierzącej Klara otrzymała od najmłodszych lat solidną edukację religijną, która zakorzeniła ją w żywej wierze. Jej natura, szczodra i uczuciowa, cała skierowana była ku Bogu, nawet jeśli czasem zdarzało jej się załamanie: „Już nie chcę być świetą, to za trudne!” Od dzieciństwa krzyż Chrystusa naznaczył ją poprzez liczne choroby : w wieku 4 lat ostre zatrucie, które zostawiło później przewlekłe i niefortunne konsekwencje, o mały włos nie doprowadziło jej do śmierci; później następowały po sobie różne niedomagania : zakażenie jelitowe, zapalenie płuc, błonica itp. Ale te problemy zdrowotne nie gasiły jej dobrego humoru. Od kiedy tylko Klara miała zdolność rozumienia rzeczy, jej mama proponowała jej ofiarować swoje cierpienie Jezusowi, znosić je myśląc o Nim. Dla Klary ofiarować znaczyło dać, więc żywo zaprotestowała: „Nie chcę go ofiarować, nie chcę, żeby bolał Go brzuch zamiast mnie!” Lecz kilka lat później – miała wtedy 10 lat – zdradziła, że podczas silnej gorączki „poprosiła w modlitwie, żeby mogła być chora za nawrócenie grzeszników”.
Klara strzegła gorącego pragnienia świętości, które było w jej sercu, z którego, w wieku 6 lat, zwierzyła się swojej mamie – i często później jej o tym mówiła – i które zapowiedziała pewnego dnia swojemu tacie: „-Wiecie, ojcze, kim chcę być, gdy będę duża? -Tak, chyba się domyślam. Chcesz być zakonnicą. -Nie, to coś więcej. -No to nie wiem… -Otóż, chcę być świętą! To więcej niż bycie zakonnicą, prawda….?”
I tak, będąc w internacie w Tuluzie, Klara zanotowała w swoim pamiętniku: „Chciałabym bardzo wiedzieć, co będę robić, kiedy będę dorosła. Być matką rodziny. Tak bym chciała mieć dzieci: moje własne dzieci (…) Być misjonarką w Arfyce, jak Albert Schweitzer. To takie piękne oddać swoje życie dobremu Bogu ! Ale opuścić swój dom, swoją ojczyznę, swoich rodziców, to ogromne poświęcenie, lecz jeśli misjonarze to zrobili, to dlaczego nie ja? „Jeśli oni byli świętymi, to dlaczego nie ja?”, mówił św. Augustyn. I jakże chciałabym umrzeć na krzyżu jak Jezus, umrzeć śmiercią męczeńską, to jest piękne, i z pomocą Ducha Świętego, dlaczego miałabym tego nie dokonać? A Jezus umarły na krzyżu, ukoronowany cierniem, ubiczowany, wyzwany, zbeszczeszczony (…), On mój Bóg, w którego wierzę, w którym mam nadzieję i któremu ufam, czyż nie cierpiał okrutnie za nasze grzechy? I zamiast iść i głosić Dobrą Nowinę jego ubogim, aby ulżyć ich cierpieniu, my zostajemy w wygodnym fotelu, spokojnie, przy kominku, (…)! To niedopuszczalne, podczas gdy tyle narodów czeka, byśmy im dali poznać Chrystusa!”
Nie ma jednak co wierzyć, że zapał Klary był ciągle naturalny i łatwy; ale rozwinąwszy ogromną siłę woli, Klara wkładała w to wiele wysiłku, dużo ją to kosztowało, o czym świadczy list do jednej z przyjaciółek: „Któregoś dnia kuzynka oświadczyła (na szczęście bez świadków), że bardzo mnie podziwia i próbuje we wszystkim mnie naśladować. Nie tylko, że mi to nie schlebiło, ale zwyczajnie ją ochrzaniłam, że ma taki zły smak i powiedziałam jej, że jeśli nie wycofa się ze swoich słów, będę się czuła zobligowana do bycia dobrą w jej obecności. A ona ich, niestety, nie wycofała…! Ale nie widziałam jej od trzech tygodni. (…) Bez żartow, masz świadomość z odpowiedzialności, którą nosimy! (…) Zatem wybieram bycie hipiską. Zawsze mnie to pociągało, od kiedy pojawiło się to słowo, poprzez jego dziwaczną ortografię i atrakcyjny dźwięk. Wyobraź sobie : wolna od wszystkich kajdan. (…) I w tym wymarzonym życiu, nie trzeba by było dawać przykładu, i do tego ponoć między hipisami nie ma żadnej nienawiści, bo nikt się nie przejmuje sąsiadem, no i dla wszystkich świeci słońce. Och, móc żyć bez zabraniania sobie pewnych rzeczy pod pretekstem, że to może kogoś zaszokować! Innym razem rozerwałabym ten głupi list, ale, będąc szczerą, przesyłam go tobie. Pomodliłaś się za twoją biedną Klarunię, która traci rozum?”
Po skończonym liceum i roku nauki na uniwersytecie w Tuluzie, Klara, mając 18 lat, wyjechała na studia do Rzymu, gdzie dostała się do Wyższej Szkoły Konserwacji Dzieł Sztuki. Wieczne miasto, gdzie Klara doświadczyła wolności i niezależności, dało jej mnóstwo pokus, zwłaszcza na polu czystości. Klara prosiła usilnie rodzinę o gorące modlitwy, a ona sama powtarzała niestrudzenie wezwanie, które tak lubiła: “O Maryjo Niepokalana, powierzam Ci czystość mojego serca. Bądź na zawsze jej Strażniczką”.
Podczas gdy aż dotąd przeróżne wariacje na temat szczęścia następowały po sobie, by stworzyć niezmienną symfonię: „Jestem szczęśliwsza niż ktokolwiek na świecie!”, „Jestem radosna, radosna, radosna!”, „Jestem bardzo szczęsliwa! Mam zbyt wiele szczęścia, aż nadto. Chcecie, bym je wam dała?”, „Jestem w pełni pełnego szczęścia!”, rzymskie trudności pozwoliły Klarze prawdziwie zdać sobie sprawę ze źródła każdego szczęścia: jest nim zjednoczenie z Bogiem. „Mówię sobie, że pośrodku tego pogańskiego błota muszę kwitnąć w Bogu, więc żyć Bogiem, więc radością Bożą. (…) Muszę ciągle być radosna, bo inaczej zaniedbam moje świadectwo wobec innych. (…) Nie żyję już tak, jak powinnam, jestem pełna dobrych postanowień, o których wciaż zapominam. A pierwsze jest: być radosną (bez wymuszenia), cokolwiek by się działo: okrutnie trudne ! (…) Trzeba mi pilnie ciszy i rekolekcji.” „Trzeba koniecznie, bym świadczyła o Bogu w radości… nie wystarczą tylko piękne słowa”. „Chciałabym dać szczęście tym wszystkim, których spotykam i siać radość”.
Złapana w pułapkę błyszczącego i sztucznego życia, Klara nie zorientowała się od razu, że zeszła na złą drogę. Uwaga jednej znajomej: „Zobaczysz, moja biedna dziewczyno, dojdziesz do naszego ateizmu. Nie daję ci roku, aż staniesz się taka, jak my…” i dorzucone do tego odczucie niezadowolenia z samej siebie, także prawie zawalenie studiów, posłużyły Klarze za trampolinę, z której wybiła się na drogę, na której Bóg jej oczekiwał. To doświadczenie w wierze, które było dla Klary oczyszczeniem, umocniło tylko jej powołanie misjonarki wobec osób, z którymi spotykała się na co dzień. Powołanie do szczęścia. „Chciałabym dać szczęście tym wszystkim, których spotykam i siać radość. Mała Tereska czekała, by być w niebie, by czynić ludzi szczęśliwymi. Ja chcę to robić na ziemi.”
Prawdziwa łaska, pielgrzymka do Ziemi Świętej, która pozwoliła jej chodzić śladami Chrystusa, dokończyła to zawrócenie, to nawrócenie, sprawiając, że Klara odkryła to, co najważniejsze: „(…) pielgrzymka wyczerpująca i wsztrząsająca w dosłownym tego słowa znaczeniu. Moje życie całkowicie się zmieniło w ciągu tych trzech tygodni: poza moją bliskością ze świętą Dziewicą odkrywam miłość Boga, ogromną, zadziwiającą i tak prostą. (…) Miłość chrześcijańska jest miłością bliźnich, gdyż sam Bóg ich kocha. Oto, między innymi, co mnie porusza z Bożej radości. (…) Mam nadzieję, że nie mówię za bardzo jak zakonnica, ale czuję się tak pełna Bożej radości.”
Po powrocie z Ziemi Świętej Klara została wysłana na staż: miała uczestniczyć w odrestaurowywaniu fresków bazyliki św. Franciszka w Asyżu. Klara była odpowiedzialna za odnawianie fresku przedstawiającego jej świętą patronkę, a potem fresku św. Marcina, nazywanego Cudem Eucharystycznym.
Ten czas spędzony w Asyżu był jakby otulony skupieniem. Klara zdecydowała się zmieszkać u benedyktynek, by móc uczestniczyć w ich modlitwach i codziennej eucharystii, gdyż była odtąd spragniona pokoju i ciszy. Ten „czas monastyczny” dał jej oazę tak upragnionego spokoju, pozwalającego modlić się i czytać (Klara pochłaniała dzieła Karola de Foucauld). Praca także kierowała Klarę ku Panu, gdyż freski były dla niej „pełne życia duchowego, które nie może nas nie poruszyć „.
Klara cała zwrócona ku Panu, który sam ją ku sobie przyprowadził, Klara naturalnie radosna, pełna dobrego humoru i radości życia, wróciła do rodzinnego domu przemieniona; radość jej nie opuszczała i stała się pogłębiona. Klara zrozumiała radość doskonałą, o której pisze św. Jan: „Wytrwajcie w miłości mojej (…), aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna” (J 15, 9.11). Wszystkie doświadczenia z życia Klary – choroby od dzieciństwa, próba duchowa w Rzymie z jej konsekwencjami na wynikach w nauce – miały udział w jej oczyszczeniu, które przygotowało ją na przyjęcie śmierci i wejście w jedność z Bogiem.
„Jestem tak bardzo szczęśliwa, że gdybym teraz umarła, poszłabym prosto do nieba, bo niebo jest uwielbieniem Boga i ja już w nim jestem”, powierzyła Klara swojej mamie kilka dni przed początkiem ostrego zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych, które miało ją zabrać do Pana. Te same dni były naznaczone pielgrzymką do Lourdes, sanktuarium maryjnego, które Klara tak lubiła. Tam wydarzyła się tajemnicza rozmowa między nią i Świętą Dziewicą, kiedy Klara modliła sie, klęcząc przy grocie. Ich milcząca wymiana pozostała ich tajemnicą… Ale mama Klary zobaczyła na jej twarzy, że coś się wydarzyło i zaniepokoiła się. Niewątpliwie zrozumiała, nieświadomie, że Klara posiadła już tę tak poszukiwaną pełnię radości i że jej dusza nie była już na ziemi.
Podczas gdy Klara wysławiała stworzenie przez jej pracę artystyczną, Stworzyciel kończył kształtować serce swojego stworzenia, przygotowując je na wielkie spotkanie twarzą w twarz. Ukończywszy dzieło, 22 stycznia 1975 r. przyszedł po tę, która pragnęła jedynie tego, by być „żyjącym uwielbieniem Boga”, aby w końcu, zjednoczona z chórem błogosławionych, mogła być tak jak oni nieustanną Jego chwałą.
Françoise-Emmanuelle
(tekst ukazał się jako artykuł w czasopiśmie „Powołania”)