Klara de Castelbajac

NARODZINY
Klara de Castelbajac (czyt. dy Kastelbażak) urodziła się 26 października 1953 r. w Paryżu. Była jedynym dzieckiem ze związku Ludwika de Castelbajac i Solange Rambaud, ale miała brata i siostry z pierwszego małżeństwa jej ojca (Ludwik de Castelbajac był od kilku lat wdowcem).

RODZINA
Klara była dzieckiem chorowitym, ale otaczała ją ciągle miłość licznej rodziny. Gdy przyszła na świat, miała czworo przyrodniego rodzeństwa: Jana (24 lata), Laurence (22 lata), Paulinę (19 lat), Annę (15 lat). Patryk miałby 13 lat, ale umarł kilka tygodni po urodzeniu. Mimo dużej różnicy wieku (brat i dwie najstarsze siostry nie mieszkali już nawet w rodzinnym domu), Klara została natychmiast „zaadoptowana”, pokochana i traktowana jak siostra. A przede wszystkim doświadczała miłości swoich rodziców, niezmiernie szczęśliwych, że doczekali tak bardzo upragnionej córeczki.

MAROKO
Pierwsze lata swojego życia Klara spędziła w Rabacie, w Maroku, gdzie jej ojciec pracował jako dyrektor banku. Była bardzo kochana przez swoich rodziców i rodzeństwo. Od najmłodszych lat otrzymała bardzo dobrą edukację, tak w wymiarze ogólnoludzkim, jak artystycznym i duchowym.

LAURET
W 1959 Klara wróciła wraz z rodzicami do Francji, by zamieszkać w ogromnej posiadłości rodzinnej Lauret, w departamencie Gers. Jest to wieś pełna uroku, o bogatej historii, położona pośród lasów. Ze swoją stajnią, zwierzętami i zabudowaniami gospodarskimi Lauret było dla Klary ostoją przez całe jej życie i wpływało na nią od najwcześniejszego dzieciństwa.
Tam właśnie Klara rozkwitała, korzystała z mnóstwa wolnego czasu. To mama czuwała nad domową edukacją Klary, sama przygotowywała jej lekcje – szkoła była dość daleko i do tego problemy zdrowotne Klary nie pozwalały, by mogła do niej uczęszczać. Bo choć Klara była dzieckiem o radosnym usposobieniu, którego wszędzie pełno, nie cieszyła się zbyt dobrym zdrowiem: borykała się z wciąż nawracajacymi problemami żołądkowymi i z oddychaniem.

W CIERPNIENIU – OTWARCIE NA INNYCH
Od młodości Klara doświadczała różnych cierpień, uczyła się nadawać im sens, zwracając się ku innym ludzoim zamiast czynić je powodem do zamknięcia się w sobie. Niezwykle hojna, lubiła dzielić się wszystkim, co posiadała z tymi, którzy nie mieli w życiu tyle szczęścia, co ona.
W wieku 4 lat, przed Bożym Narodzeniem, przygotowała paczki, by je przekazać biednym dzieciom. I tak była niecierpliwa na myśl, że trzeba je wysłać już i teraz, że ojciec zabrał je do swojego biura, by utemperować niecierpliwość Klary.

KIERUNEK : ŚWIĘTOŚĆ
Przez swój silny charakter Klara musiała prawdziwie walczyć, by nauczyć się panować nad swoimi napadami złości, ale on też uzdalniał ją do kochania, zachwycania się i dziękowania, czego nigdy nie przestała czynić. Jej sekretem, począwszy od Pierwszej Komunii Świętej, było pragnienie bycia świętą, jak to kiedyś powiedziała swojemu tacie przy stole :
– Wiecie, ojcze, kim chcę być, gdy będę duża?
– Tak, chyba się domyślam. Chcesz być zakonnicą.
– Nie, to coś więcej.
– To nie wiem…
-Otóż, chcę być świętą! To więcej niż bycie zakonnicą, prawda….?

W INTERNACIE
Klara rozpoczęła gimnazjum w szkole Najświętszego Serca Pana Jezusa w Tuluzie prowadzonej przez zakonnice. To był bolesny czas dla młodziutkiej dziewczyny, przyzwyczajonej od zawsze do przebywania przy swoich rodzicach i wzrastania w rytm sezonów rolniczych. Otrzymane w szkole wykształcenie było dość surowe, ale jednocześnie pełne delikatności i duchowej głębi, co sprawiło, że Klara stała się prędko szczęśliwa w nowej szkole. Zawiązała też tam głębokie przyjaźnie z koleżankami z klasy.

WZRASTAJĄCA WIARA

Pierwsze lata w szkolnym internacie były dla Klary okazją do pogłębienia wiary, do przyjęcia jej tak, by móc o niej świadczyć. Jej troska misjonarska była już bardzo silna i Klara marzyła, by głosić ewangelię na krańcach świata. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że jej życie chrześcijańskie zaczyna się tu i teraz, i że np. wiele ją kosztuje przebywanie z uczniami, których nie lubiła.
Tak Klara odkrywała nowe wymagania związane z jej pragnieniem świętości, ale i piękno radości wybranej, nie zaś wrodzonej: „Bądź wesoła i wyrozumiała” – często sobie powtarzała.

LICEALISTKA
Czas liceum był dla Klary trudniejy, gdyż musiała ona zmienić szkołę, w której źle się czuła. Ostatecznie choroba młodzej dziewczyny zmusiła ją do pozostania w rodzinnym Lauret i dokończenia pierwszej klasy liceum korespondencyjnie. Będąc w domu, Klara postanowiła stworzyć chór dziecięcy, by śpiewać osobom starszym i niepełnosprawnym, które odwiedzała wraz z dziećmi. Klara promieniała radością i entuzjazmem. Kiedy rozpoczęła kolejny rok nauki w Tuluzie, wciąż starała się pamiętać o innych, zanosiła ciasto bezdomnym, odwiedzała osoby samotne.
Ciągle jednak zmagała się z problemami zdrowotnymi. Rwa kulszowa przykuła ją do łóżka i wymagała hospitalizacji przez wiele miesięcy, co z kolei zmusiło Klarę do zdawania matury w późniejszym terminie, we wrześniu 1971 r.

STUDENTKA
Po zdanej maturze Klara zaczęła studia na wydziale historii sztuki w Tuluzie, ale jej celem było dostanie się do szkoły konserwacji dzieł sztuki w Rzymie. Pracowała więc z całych sił, by móc zdać egzamin wstępny po włosku. W rezultacie została przyjęta pod koniec roku 1972.

POKUSY
Klara przeprowadziła się do Rzymu. Studia ją pasjonowały, ale szybko była rozczarowana atmosferą, jaka panowała na uczelni, i studentami, z którymi się tam spotykała. Ta, która myślała, że kontakt z pięknem sztuki obowiązkowo wznosi duszę ku Bogu, znalazła się pośród młodych, w większości ateistów, którzy byli bardziej zainteresowani młodą Francuzką, ciągle radosną i jakże urzekającą… I Klara odkryła, że nie jest jej obojętne zainteresowanie chłopców. Walczyła więc dzielnie, by pozostać w zgodzie ze swoją wiarą i ideałem czystości. Jej przywiązanie do Maryi Dziewicy, wierność sakramentom Eucharystii i spowiedzi, okazały się niezbędne w czasie pokus.

ZAGUBIONA
Sytuacja była o tyle trudniejsza dla Klary, że była ona w Rzymie sama, nie znała tam wielu ludzi. Kiedy zatem spotkała dwie młode Francuzki, jej rówieśniczki, pochodzące z tych samych kręgów społecznych co ona i zainteresowane tymi samymi studiami, Klara chwyciła się ich przyjaźni jak koła ratunkowego. Niestety, jej nowe przyjaciółki nie dzieliły z nią wiary i pod ich wpływem, ciut upojona wolnością studenki na obczyźnie, Klara powoli chyliła się ku życiu raczej powierzchownemu. Dużo korzystała z zabawy, mało się uczyła, chodziła wciąż na Mszę Świętą, ale traciła powoli swoją radość i głębię wiary.

ODNALEŹĆ KIERUNEK
W ciągu kilku miesięcy relacja Klary z jej dwiema przyjaciółkami zaczęła się psuć. Klara zaczęła zdawać sobie sprawę, że spędzanie życia na robieniu, co tylko się chce, bez czuwania nad życiem duchowym, nijak jej nie wystarczało. Oddaliła się więc od tych przyjaciółek i została sama. Smutna, poniżona przez zdradę swoich własnych ideałów, zdecydowała dążyć do tego, co zawsze ją ożywiało – do osobistej relacji z Chrystusem.
Właśnie tu, jak ojciec marnotrawnego syna w łukaszowej przypowieści, Pan Jezus wyszedł jej na spotkanie. Podczas lata w 1974 r., pewna niedawno poznana dziewczyna zaprosiła ją na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Ten czas łaski był dla Klary czasem nowego nawrócenia.

PIELGRZYMKA DO ZIEMI ŚWIĘTEJ
We wrześniu 1974 r. Klara wyjechała na 3 tygodnie do Ziemi Świętej. Dołączyła do grupy zaangażowanych młodych ludzi, której towarzyszył ojciec dominikanin. Razem przemierzali ziemię schodzoną przez Chrystusa. Klara Przeżyła tam bardzo silne doświadczenie duchowe. Odkryła miłość Boga, « zadziwiającą i prostą », i pozwoliła się jej pochłonąć. Po powrocie Klara była przemieniona, przepełniona pokojem i głęboką radością, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyła. Była cała otwarta na Boga, przeniknięta Jego światłem.

ASYŻ
Klara została wysłana do Asyżu do pracy nad konserwacją fresków bazyliki św. Franciszka. Otrzymała tam przywilej odrestaurowania portretu swojej świętej patronki. Ten czas asyski pozwolił, by łaski, których Klara doświadczyła w czasie pielgrzymki, mocno się w niej ugruntowały. Klara mieszkała wtedy u benedyktynek, w atmosferze modlitwy i pracy. I wszyscy, którzy ją spotykali, byli poruszeni światłem, które biło z jej wnętrza. Po powrocie do rodzinnego domu na czas ferii świątecznych Bożego Narodzenia Klara zwierzyła się swojej mamie : « Dojrzałam do wielkich rzeczy, ale nie wiem, do jakich ».

OSTATNIE TYGODNIE NA ZIEMI
Podczas ferii świątecznych we Francji Klara spędziła jeden dzień w Lourdes ze swoimi rodzicami i przyjaciółką. Lourdes było dla niej zawsze bardzo ważnym miejscem i lubiła modlić się przy grocie. Tym razem modlitwa Klary nadzwyczajnie się przedłużyła. Kiedy mama dała jej znak, że pora już iść, była zaskoczona twarzą swojej córki, przeczuwała, że coś się wydarzyło między Klarą i Maryją Dziewicą. Klara pozostała milcząca i pani Castelbajac nie zadawała pytań…
Kilka dni później, podczas przygotowań do wyjazdu do Włoch, Klara się rozchorowała. Początkowo wszyscy podejrzewali nieszkodliwą grypę, ale jej stan nagle się pogorszył i padła diagnoza: wirusowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. W trybie pilnym, przyjęta do szpitala Klara powoli zapadła w śpiączkę. W chwilach świadomości nie przestała dziękować tym, którzy przy niej czuwali, mówić im o swojej miłości. Ale mówiła już coraz mniej…
Kilka dni przed jej śmiercią były proboszcz parafii z Lauret przyszedł z wizytą i Klara rozpoznała go. Poprosiła o komunię świętą, wykrzykując : « Proszę mi przynieść, proszę mi przynieść, muszę Go uwielbiać ! » Zaraz potem znowu była nieprzytomna. Ostatni raz, gdy odzyskała przytomność, w niedzielę 19 stycznia, podczas gdy bliscy myśleli, że jest w śpiączce, Klara przemówiła nagle, bardzo głośno : « Zdrowaś Maryjo, łaski pełna… ». Jej mama kontunuowała modlitwę. Na koniec każdej zdrowaśki Klara szeptała : « Jeszcze… jeszcze…». To była jej ostatnia modlitwa. Mimo wdrożonego leczenia 22 stycznia 1975 r. Klara odeszła do wieczności, gdzie Bóg jej oczekiwał.

Zobacz galerię zdjęć

Króciutko o Klarze

Klara należy do tego pokolenia młodych chrześcijan, którzy żyją w pełni łaską chrztu i jednocześnie nie zrobili « niczego szczególnego ». Pozostawiła po sobie pamiątkę radości i światła. Jej świadectwo dotykało serc jeszcze za jej życia, a teraz przeciąga się na nasze czasy. Wiele osób, które przeczytało jej pisma albo tylko zobaczyło jej pełne blasku spojrzenie ze zdjęcia, doświadczyło w ten sposób spotkania głęboko duchowego. Inni mówią o odczuwalnej pewności, że Klara im towarzyszy. Dużo świadectw podkreśla wysłuchane modlitwy za jej wstawiennictwem.

Pochodząca z Lauret we francuskim departamencie Gers Klara miała temperament dobroduszny i zarazem gwałtowny. Jej ekspresyjny charakter był jednakże zrównoważony przez głęboką świadomość bliskości Boga. Klara odznaczała się pewną dozą kontemplacji i pełnią delikatności wobec ubóstwa ludzi. Jak my wszyscy miała chwile zwątpienia, uczuciowych zawiłości, stawiania pytań, co czyni ją tak bardzo nam bliską. Była niezmiernie poruszona doświadczeniem pielgrzymki do Ziemi Świętej. W 1974, podczas świąt Bożego Narodzenia spędzanych z rodzicami, zachorowała na zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, które zabrało ją w 20 dni. Klara zmarła w wieku 21 lat, 22 stycznia 1975, zostawiając nam świadectwo radości, które nie przestaje się rozprzestrzeniać na całym świecie.

Króciutko

Klara należy do tego pokolenia młodych chrześcijan, którzy żyją w pełni łaską chrztu i jednocześnie nie zrobili « niczego szczególnego ». Pozostawiła po sobie pamiątkę radości i światła. Jej świadectwo dotykało serc jeszcze za jej życia, a teraz przeciąga się na nasze czasy. Wiele osób, które przeczytało jej pisma albo tylko zobaczyło jej pełne blasku spojrzenie ze zdjęcia, doświadczyło w ten sposób spotkania głęboko duchowego. Inni mówią o odczuwalnej pewności, że Klara im towarzyszy. Dużo świadectw podkreśla wysłuchane modlitwy za jej wstawiennictwem.
Pochodząca z Lauret we francuskim departamencie Gers Klara miała temperament dobroduszny i zarazem gwałtowny. Jej ekspresyjny charakter był jednakże zrównoważony przez głęboką świadomość bliskości Boga. Klara odznaczała się pewną dozą kontemplacji i pełnią delikatności wobec ubóstwa ludzi. Jak my wszyscy miała chwile zwątpienia, uczuciowych zawiłości, stawiania pytań, co czyni ją tak bardzo nam bliską. Była niezmiernie poruszona doświadczeniem pielgrzymki do Ziemi Świętej. W 1974, podczas świąt Bożego Narodzenia spędzanych z rodzicami, zachorowała na zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych, które zabrało ją w 20 dni. Klara zmarła w wieku 21 lat, 22 stycznia 1975, zostawiając nam świadectwo radości, które nie przestaje się rozprzestrzeniać na całym świecie.

Klara, znasz ją ?

Miała jedynie 21 lat, gdy umarła na ostre zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych 22 stycznia 1975. W następnych tygodniach po jej śmierci rodzice Klary otrzymali liczne świadectwa od ludzi, którzy byli poruszeni postacią ich córki. Coraz więcej osób modliło się do Klary, mając pewność, że jest ona już w niebie.
Bardzo szybko dały się słyszeć prośby o beatyfikację, całkowicie spontaniczne, a rodzice Klary zostali poproszeni o napisanie książki o ich córce, by pamięć o niej trwała. Nakład prędko się rozszedł, był wspomnieniem radości i światła pozostawionymi przez Klarę. I dziś proces beatyfikacyjny jest w toku. A zatem Klara świętą….? Ale cóż ona takiego zrobiła… ?
Otóż nic…, w każdym razie nic nadzwyczajnego. Prowadziła życie bardzo proste, tak zwyczajne, że mogłoby być twoim. Dzieciństwo na wsi, życie studenckie w Tuluzie, potem w Rzymie. Przy końcu jej życia nieprzewidziana wcześniej pielgrzymka do Ziemi Świętej głęboko ją poruszyła. Dziewczyna z natury pełna pasji i energii, miała radosne usposobienie. Ale też jak ty, przeżywała chwile zwątpień, stawiania pytań, wewnętrznych walk. I tak jej radość stała się duchową decyzją.

Poprzez swoje proste życie, skierowane ku bliźnim, Klara pokazuje nam, że świętość, do której jesteśmy wszyscy wezwani, nie jest wcale celem nieosiągalnym. Wystarczy przyjąć każdy dzień jak prezent, który Bóg nam daje, aby go wypełnić Jego obecnością i miłością – tu jest właśnie sekret radości.

Kiedy Klara umarła…

… nie była jakoś specjalnie znana poza kręgiem rodziny, przyjaciół i sąsiadów. Nic w jej krótkim życiu nie wydawało się bardzo szczególne. A jednak niezwykle prędko zrodziła się i szeroko rozeszła wieść o niej, jako o świętej, fama sanctitatis.
Najpierw, w tygodniach i miesiącach po śmierci Klary, napływały setki listów: każdy chciał wyrazić, co przeżył u boku Klary, co ona pozwoliła mu odkryć, jak pomogła we wzroście w wymiarze ludzkim i duchowym, jak bardzo jej wiara i jej radość były poruszające… Te listy mówiły też więcej: wiele osób świadczyło, że teraz, kiedy Klara jest już w niebie, oni nie modlą się za nią, ale czują, że to ona modli się za nich. Znajdowali w niej szczególną pośredniczkę między nimi i Bogiem.

Bardzo szybko dały się słyszeć całkowicie spontaniczne prośby o beatyfikację. Wiele osób prosiło rodziców Klary, żeby napisali o niej książkę, by pamięć o ich córce nie zginęła. Po pierwotnym oporze pani Castelbajac zapisała pierwsze wspomnienia o swojej córce w 1978 r. Książka rozeszła się jak ciepłe bułeczki… 35 lat później dziesiątki tysięcy egzemplarzy książek przetłumaczonych na 10 języków zostały sprzedane lub rozdane. I nie do policzenia są wszystkie kręgi modlitewne, grupy młodzieży, harcerzy, pielgrzymów i wszystkich tych, którzy oddali się opiece i wstawiennictwu Klary.

W momencie ukazania się pierwszej książki o Klarze wspólnota sióstr z zakonu cysterskiego w Boulaur była w kłopotach. Tak dużych, że istniało zagrożenie zamknięcia domu z powodu braku powołań i starzenia się sióstr. Idąc za radą przełożonego generalnego, siostry zdecydowały się na modlitwę za wstawiennictwem Klary: prosiły o pięć nowych powołań do ich klasztoru w przeciągu jednego roku, co miałoby być znakiem do wystosowania prośby o otworzenie procesu beatyfikacyjnego. Otóż, pięć młodych dziewcząt zgłosiło się do klasztoru, co pozwoliło « ruszyć » sprawę ! Procedura kanoniczna została otwarta w 1985 r. Po kilku przerwach zakończono etap diecezjalny i cała dokumentacja została wysłana do Rzymu w 2008 r. Jest to obszerny materiał liczący 8000 stron, zawierający wszystkie informacje niezbędne, by poznać Klarę: biografię, listy, świadectwa, otrzymane łaski, ale i książeczkę zdrowia dziecka oraz dokumenty szkolne.

Z początkiem roku 2016 zostało ukończone redagowanie tzw. position. Dokument ten, który przedstawia sposób, w jaki Klara żyła cnotami chrześcijańskimi, będzie badany przez kardynałów wchodzących w skład Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, by mogli oni wypowiedzieć się na temat « heroiczności cnót ». Jesli ich zdanie będzie pozytywne, pozostanie koniecznym przedstawienie dokumentacji o cudzie, który ewentualnie mógłby otworzyć drogę do beatyfikacji. Na razie nikt nie wyprzedza decyzji Kościoła w tym względzie.

Klara a Boulaur

W 1979 r. wspólnota z klasztoru Najświętszej Maryi Panny w Boulaur (znajdującego się ok. 25 km od domu rodzinnego Klary w Lauret) cierpiała na brak powołań – nie było żadnego nowego pozołania od początku jej założenia 30 lat wcześniej. W klasztorze mieszkało jedynie pięć starszych sióstr i sytuacja ta zapowiadała raczej rychłe zamknięcie domu.
Generał zakonu cysterskiego przyjechał w tym czasie na wizytację i musiał w jej trakcie poruszyć temat przyszłości opactwa. Kiedy tylko przybył, matka przełożona wspólnoty zaproponowała mu przeczytanie książki o Klarze, napisanej przez panią Castelbajac i wydanej rok wcześniej. Na początku podszedł on sceptycznie do proponowanej lektury o kolejnej pobożnej osobie…

Jakkolwiek wieczorem cysterski generał zaczął czytać książkę i prędko został oczarowany osobą Klary. Jej entuzjazm, radość, wiara, całe jej świadectwo życia poruszyły go do głębi. Następnego dnia rano podzielił się z przełożoną wspólnoty swoją pewnością, że Klara jest święta i że trzeba prosić o znak, żeby móc otworzyć proces beatyfikacyjny. Znakiem miało być pięć nowych powołań w ciągu jednego roku. Siostry nie do końca w to wierzyły, ale w posłuszeństwie rozpoczęły modlitwę…. i pojawiło się pięć powołań, o które prosiły.
To pozwoliło odrodzić się wspólnocie, a odrodzenie to ciągle trwa : dziś są w Boulaur 24 mniszki.

Choć Klara podczas swojego życia była może tylko raz czy dwa przejazdem w Boulaur, to wlasnie łaska « pięciu powołań » dla tego klasztoru zapoczątkowała procedurę beatyfikacji. Tak też obecnie więź między Klarą i Boulaur jest bardzo silna i to właśnie wspólnocie cysterskiej zostało powierzone kontynuowanie czynności zwiazanych z procesem beatyfikacyjnym.
W 2004 r. arcybiskup z Auch poprosił, by siostry przyjęły w swoim kościele ciało Klary. Chciał bowiem, by było ono w miejscu bezpiecznym, a jednocześnie dostępnym dla piegrzymów, którzy proszą Klarę o wstawiennictwo.
Ciało Klary zostało więc przeniesione z małego cmentarza przy kaplicy w Lauret do opactwa w Boulaur wiosną 2004 r. Podobnie pani Castlelbajac, osłabiona wiekiem, opuściła Lauret i przeniosła się do Boulaur, pozostając przy córce i przy klasztorze do końca życia.

Historia Klary nie ma końca. I dzięki Bogu ! Ta prosta dziewczyna, która w prostych sprawach potrafiła oddać się Jezusowi i Jego Matce czyni cuda w XXI w. 

Płonąca strzała

Strzała płonąca absolutem, Klara przeszła przez ten świat, aby przekazać nam poprzez swoje życie, zewnętrznie tak podobne do naszego, tę wiadomość : Twoim powołaniem jest szczęście !
« Chcę być żywym uwielbieniem Boga. Chcę być cała dla Boga. Skąd mam wiedzieć, czego On ode mnie oczekuje ? » Jak diament, który jedynie dzięki słońcu rozbłyska, tak życie Klary okrywa się blaskiem jedynie w świetle tego podboju absolutu. Radość wydaje się być myślą przewodnią jej życia, ale czasem okupione to było prawdziwym wysiłkiem…
Urodzona 26 października 1953 r. w rodzinie głęboko wierzącej Klara otrzymała od najmłodszych lat solidną edukację religijną, która zakorzeniła ją w żywej wierze. Jej natura, szczodra i uczuciowa, cała skierowana była ku Bogu, nawet jeśli czasem zdarzało jej się załamanie : « Już nie chcę być świetą, to za trudne ! » Od dzieciństwa krzyż Chrystusa naznaczył ją poprzez liczne choroby : w wieku 4 lat ostre zatrucie, które zostawiło później przewlekłe i niefortunne konsekwencje, o mały włos nie doprowadziło jej do śmierci ; później następowały po sobie różne niedomagania : zakażenie jelitowe, zapalenie płuc, błonica itp. Ale te problemy zdrowotne nie gasiły jej dobrego humoru. Od kiedy tylko Klara miała zdolność rozumienia rzeczy, jej mama proponowała jej ofiarować swoje cierpienie Jezusowi, znosić je myśląc o Nim. Dla Klary ofiarować znaczyło dać, więc żywo zaprotestowała : « Nie chcę go ofiarować, nie chcę, żeby bolał Go brzuch zamiast mnie ! » Lecz kilka lat później – miała wtedy 10 lat – zdradziła, że podczas silnej gorączki « poprosiła w modlitwie, żeby mogła być chora za nawrócenie grzeszników ».
Klara strzegła gorącego pragnienia świętości, które było w jej sercu, z którego, w wieku 6 lat, zwierzyła się swojej mamie – i często później jej o tym mówiła – i które zapowiedziała pewnego dnia swojemu tacie : „-Wiecie, ojcze, kim chcę być, gdy będę duża? -Tak, chyba się domyślam. Chcesz być zakonnicą. -Nie, to coś więcej. -No to nie wiem… -Otóż, chcę być świętą! To więcej niż bycie zakonnicą, prawda….?”
I tak, będąc w internacie w Tuluzie, Klara zanotowała w swoim pamiętniku: « Chciałabym bardzo wiedzieć, co będę robić, kiedy będę dorosła. Być matką rodziny. Tak bym chciała mieć dzieci : moje własne dzieci (…) Być misjonarką w Arfyce, jak Albert Schweitzer. To takie piękne oddać swoje życie dobremu Bogu ! Ale opuścić swój dom, swoją ojczyznę, swoich rodziców, to ogromne poświęcenie, lecz jeśli misjonarze to zrobili, to dlaczego nie ja ? « Jeśli oni byli świętymi, to dlaczego nie ja ? », mówił św. Augustyn. I jakże chciałabym umrzeć na krzyżu jak Jezus, umrzeć śmiercią męczeńską, to jest piękne, i z pomocą Ducha Świętego, dlaczego miałabym tego nie dokonać ? A Jezus umarły na krzyżu, ukoronowany cierniem, ubiczowany, wyzwany, zbeszczeszczony (…), On mój Bóg, w którego wierzę, w którym mam nadzieję i któremu ufam, czyż nie cierpiał okrutnie za nasze grzechy ? I zamiast iść i głosić Dobrą Nowinę jego ubogim, aby ulżyć ich cierpieniu, my zostajemy w wygodnym fotelu, spokojnie, przy kominku, (…) ! To niedopuszczalne, podczas gdy tyle narodów czeka, byśmy im dali poznać Chrystusa ! »
Nie ma jednak co wierzyć, że zapał Klary był ciągle naturalny i łatwy ; ale rozwinąwszy ogromną siłę woli, Klara wkładała w to wiele wysiłku, dużo ją to kosztowało, o czym świadczy list do jednej z przyjaciółek : « Któregoś dnia kuzynka oświadczyła (na szczęście bez świadków), że bardzo mnie podziwia i próbuje we wszystkim mnie naśladować. Nie tylko, że mi to nie schlebiło, ale zwyczajnie ją ochrzaniłam, że ma taki zły smak i powiedziałam jej, że jeśli nie wycofa się ze swoich słów, będę się czuła zobligowana do bycia dobrą w jej obecności. A ona ich, niestety, nie wycofała…. ! Ale nie widziałam jej od trzech tygodni. (…) Bez żartow, masz świadomość z odpowiedzialności, którą nosimy ! (…) Zatem wybieram bycie hipiską. Zawsze mnie to pociągało, od kiedy pojawiło się to słowo, poprzez jego dziwaczną ortografię i atrakcyjny dźwięk. Wyobraź sobie : wolna od wszystkich kajdan. (…) I w tym wymarzonym życiu, nie trzeba by było dawać przykładu, i do tego ponoć między hipisami nie ma żadnej nienawiści, bo nikt się nie przejmuje sąsiadem, no i dla wszystkich świeci słońce. Och, móc żyć bez zabraniania sobie pewnych rzeczy pod pretekstem, że to może kogoś zaszokować ! Innym razem rozerwałabym ten głupi list, ale, będąc szczerą, przesyłam go tobie. Pomodliłaś się za twoją biedną Klarunię, która traci rozum ? »
Po skończonym liceum i roku nauki na uniwersytecie w Tuluzie, Klara, mając 18 lat, wyjechała na studia do Rzymu, gdzie dostała się do Wyższej Szkoły Konserwacji Dzieł Sztuki. Wieczne miasto, gdzie Klara doświadczyła wolności i niezależności, dało jej mnóstwo pokus, zwłaszcza na polu czystości. Klara prosiła usilnie rodzinę o gorące modlitwy, a ona sama powtarzała niestrudzenie wezwanie, które tak lubiła: “O Maryjo Niepokalana, powierzam Ci czystość mojego serca. Bądź na zawsze jej Strażniczką”.
Podczas gdy aż dotąd przeróżne wariacje na temat szczęścia następowały po sobie, by stworzyć niezmienną symfonię: “Jestem szczęśliwsza niż ktokolwiek na świecie ! », « Jestem radosna, radosna, radosna ! », « Jestem bardzo szczęsliwa ! Mam zbyt wiele szczęścia, aż nadto. Chcecie, bym je wam dała? », « Jestem w pełni pełnego szczęścia ! », rzymskie trudności pozwoliły Klarze prawdziwie zdać sobie sprawę ze źródła każdego szczęścia : jest nim zjednoczenie z Bogiem. « Mówię sobie, że pośrodku tego pogańskiego błota muszę kwitnąć w Bogu, więc żyć Bogiem, więc radością Bożą. (…) Muszę ciągle być radosna, bo inaczej zaniedbam moje świadectwo wobec innych. (…) Nie żyję już tak, jak powinnam, jestem pełna dobrych postanowień, o których wciaż zapominam. A pierwsze jest : być radosną (bez wymuszenia), cokolwiek by się działo : okrutnie trudne ! (…) Trzeba mi pilnie ciszy i rekolekcji. » « Trzeba koniecznie, bym świadczyła o Bogu w radości… nie wystarczą tylko piękne słowa ». « Chciałabym dać szczęście tym wszystkim, których spotykam i siać radość ».
Złapana w pułapkę błyszczącego i sztucznego życia, Klara nie zorientowała się od razu, że zeszła na złą drogę. Uwaga jednej znajomej : « Zobaczysz, moja biedna dziewczyno, dojdziesz do naszego ateizmu. Nie daję ci roku, aż staniesz się taka, jak my… » i dorzucone do tego odczucie niezadowolenia z samej siebie, także prawie zawalenie studiów, posłużyły Klarze za trampolinę, z której wybiła się na drogę, na której Bóg jej oczekiwał. To doświadczenie w wierze, które było dla Klary oczyszczeniem, umocniło tylko jej powołanie misjonarki wobec osób, z którymi spotykała się na co dzień. Powołanie do szczęścia. « Chciałabym dać szczęście tym wszystkim, których spotykam i siać radość. Mała Tereska czekała, by być w niebie, by czynić ludzi szczęśliwymi. Ja chcę to robić na ziemi. »
Prawdziwa łaska, pielgrzymka do Ziemi Świętej, która pozwoliła jej chodzić śladami Chrystusa, dokończyła to zawrócenie, to nawrócenie, sprawiając, że Klara odkryła to, co najważniejsze: «(…) pielgrzymka wyczerpująca i wsztrząsająca w dosłownym tego słowa znaczeniu. Moje życie całkowicie się zmieniło w ciągu tych trzech tygodni: poza moją bliskością ze świętą Dziewicą odkrywam miłość Boga, ogromną, zadziwiającą i tak prostą. (..) Miłość chrześcijańska jest miłością bliźnich, gdyż sam Bóg ich kocha. Oto, między innymi, co mnie porusza z Bożej radości. (…) Mam nadzieję, że nie mówię za bardzo jak zakonnica, ale czuję się tak pełna Bożej radości. »
Po powrocie z Ziemi Świętej Klara została wysłana na staż: miała uczestniczyć w odrestaurowywaniu fresków bazyliki św. Franciszka w Asyżu. Klara była odpowiedzialna za odnawianie fresku przedstawiającego jej świętą patronkę, a potem fresku św. Marcina, nazywanego Cudem Eucharystycznym.
Ten czas spędzony w Asyżu był jakby otulony skupieniem. Klara zdecydowała się zmieszkać u benedyktynek, by móc uczestniczyć w ich modlitwach i codziennej eucharystii, gdyż była odtąd spragniona pokoju i ciszy. Ten « czas monastyczny » dał jej oazę tak upragnionego spokoju, pozwalającego modlić się i czytać (Klara pochłaniała dzieła Karola de Foucauld). Praca także kierowała Klarę ku Panu, gdyż freski były dla niej « pełne życia duchowego, które nie może nas nie poruszyć ».
Klara cała zwrócona ku Panu, który sam ją ku sobie przyprowadził, Klara naturalnie radosna, pełna dobrego humoru i radości życia, wróciła do rodzinnego domu przemieniona; radość jej nie opuszczała i stała się pogłębiona. Klara zrozumiała radość doskonałą, o której pisze św. Jan: « Wytrwajcie w miłości mojej (..), aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna » (J 15, 9.11). Wszystkie doświadczenia z życia Klary – choroby od dzieciństwa, próba duchowa w Rzymie z jej konsekwencjami na wynikach w nauce – miały udział w jej oczyszczeniu, które przygotowało ją na przyjęcie śmierci i wejście w jedność z Bogiem.
« Jestem tak bardzo szczęśliwa, że gdybym teraz umarła, poszłabym prosto do nieba, bo niebo jest uwielbieniem Boga i ja już w nim jestem », powierzyła Klara swojej mamie kilka dni przed początkiem ostrego zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych, które miało ją zabrać do Pana. Te same dni były naznaczone pielgrzymką do Lourdes, sanktuarium maryjnego, które Klara tak lubiła. Tam wydarzyła się tajemnicza rozmowa między nią i Świętą Dziewicą, kiedy Klara modliła sie, klęcząc przy grocie. Ich milcząca wymiana pozostała ich tajemnicą… Ale mama Klary zobaczyła na jej twarzy, że coś się wydarzyło i zaniepokoiła się. Niewątpliwie zrozumiała, nieświadomie, że Klara posiadła już tę tak poszukiwaną pełnię radości i że jej dusza nie była już na ziemi.
Podczas gdy Klara wysławiała stworzenie przez jej pracę artystyczną, Stworzyciel kończył kształtować serce swojego stworzenia, przygotowując je na wielkie spotkanie twarzą w twarz. Ukończywszy dzieło, 22 stycznia 1975 r. przyszedł po tę, która pragnęła jedynie tego, by być « żyjącym uwielbieniem Boga », aby w końcu, zjednoczona z chórem błogosławionych, mogła być tak jak oni nieustanną Jego chwałą.

Françoise-Emmanuelle

(tekst ukazał się jako artykuł w czasopiśmie „Powołania”)

„Ludzie listy piszą”

Drogi przyjacielu Opactwa Świętego Józefa,

« Cześć, dynamicie » rzuca pewnego ranka 1973 r. studentka do swojej przyjaciółki. U niej to, pod uzewnętrznionym ognistym temperamentem, kryje się przebogate życie wewnętrzne. W 1975 r., kilka dni przed śmiertelną chorobą, która uderzy w nią w wieku 21 lat, powierzyła swojej mamie : „Jestem tak bardzo szczęśliwa, że gdybym teraz umarła, poszłabym prosto do nieba, bo niebo jest uwielbieniem Boga i ja już w nim jestem”. Jej proces beatyfikacjyny został oficjalnie otwarty w 1990 r.
Klara de Castelbajac urodziła się 26 października 1953 r. w Paryżu, jako ostatnie dziecko z pięciorga rodzeństwa. Ochrzczona 3 dni później, została powierzona opiece św. Klary i Maryi Niepokalanej. Wraz ze swoją rodziną spędziła pierwsze pięć lat swojego życia w Rabacie, w Maroku, aż do ostatecznego powrotu do Francji w 1959 r. Mama prędko nauczyła ją robić znak krzyża i modlić się. Podczas spacerów Klara często przychodziła do kościoła na krótką modlitwę, gdyż dobrze wiedziała, że kościół jest “domem Jezusa”. Jej zapalczywy charakter objawił się bardzo prędko: Klara nie miała miary w tym, jak kochała, czego pragnęła, co dawała. W wieku ok. trzech lat często wybuchała złością, po czym natychmiast następowały akty skruchy, tak głębokie, jak żywe były napady gniewu. Mimo ogólnej żywotności Klara prędko doświadczyła choroby: w wieku 4 lat zatrucie zaprowadziło ją na próg śmierci. Zaraz potem przyszło zakażenie jelit, potem angina i konieczność leczenia zastrzykami. Jak tylko Klara widziała pielęgniarkę, dostawała napadów furii, wrzeszcząc i rzucając się na wszystkie strony. Dopiero kolejnego roku, przygotowując się do pierwszej komunii świętej, dowiedziała się, co znaczy ofiarowywać swoje cierpienie Jezusowi i powoli nauczyła się opanowania, by móc znosić ból.
Powrót do Francji był dla Klary dużym szokiem psychologicznym. Opuścić uroczą willę w Rabat z jej cudownym ogrodem, by zamieszkać w starym domostwie rodzinnym w Lauret (na południowym zachodzie Francji) – “wielkim domu całym połamanym”, jak mawiała – było prawdziwym rozdarciem. Pierwszy raz przystąpiła do komunii świętej w czerwcu 1959 r., po wielu wysiłkach, by się dobrze przygotować. Jej hojność w ofiarowywaniu się Bogu w małych sprawach utrzymywała się także w kolejnych latach. Zanotowała między innymi: 1) nie napiłam się wody 2) akt miłości 3) byłam posłuszna mamie bez ociągania się 4) nie poskarżyłam się, że boli mnie brzuch, itp. Przed pierwszą spowiedzią Klara pragnęła dokładnie zbadać swoje sumienie. Wzięła katechizm i uważnie pochyliła się nad “wszystkimi grzechami z listy”, potem powiedziała mamie: “Nic z tego nie rozumiem, więc nie wiem, czy popełniłam te grzechy. Ale proszę, niech mama mi je wyjaśni… Gdybym rozumiała wszystkie grzechy, juz nigdy bym ich nie popełniła, bo nie chciałabym zasmucić Jezusa”.

Żeby wszyscy poszli do Nieba !
Klara nie miała jeszcze 6 lat, kiedy pewnego wieczoru, spontanicznie, ułożyła taką modlitwę : „Jezu, spraw, by źli ludzie i ci, którzy Cię nie kochają, i ci, którzy Cię nie znają, aby stali się dobrzy, aby Cię poznali i pokochali i żeby modlili się trzy razy dziennie i żeby wszyscy poszli do Nieba”. Mama zapytała raz Klarę : „Pomyślałaś, by ofiarować twoje serce i cały twój dzień? – Oczywiście! Bez tego, do czegóż bym się nadawała?” Ale ta żywa pobożność nie ostaje się bez walki. Jednego dnia Klara odezwała się ostro do swojej mamy: “Dlaczego pozwoliliście mi się urodzić? Dlaczego posłaliście mnie do pierwszej komunii tak wcześnie?” I skarżyła się na wiele wysiłku, którego to od niej wymaga….
Mając ogromną potrzebę komunikacji, Klara pisała swoim rodzicom liściki, które w sekrecie kładła na stole przy ich talerzach albo pod poduszkami w łóżku. Kiedy miała 9 lat, zapisała: “Moja kochana mamo ukochana, najpierw chcę napisać, że kocham was, mamo, bardzo, bardzo, najbardziej na świecie. Jesteście, mamo, tak bardzo dobra!!! I jeszcze chciałam przeprosić za wszystkie moje przewinienia, przebaczcie mi, mamo, jesteście tak dobra, kochana mamo….”. Rankiem w dniu jej 10-tych urodzin, mimo zmęczenia, Klara nalega, by uczestniczyć we mszy świętej. Wieczorem tego dnia zwierza sie mamie: “Wiecie, mamo, o co prosiłam dzisiaj rano?… żebym zawsze została czysta, tak jak byłam czysta zaraz po chrzcie”. Klara wyrobiła sobie zwyczaj wzywania Najświętszej Maryi Dziewicy każdego ranka zaraz po przebudzeniu: “O Maryjo Niepokalana, powierzam Ci czystość mojego serca. Bądź na zawsze jej Strażniczką”. W wieku 11 lat Klara świętuje uroczyście sakrament komunii świętej. Podczas gdy jej koleżanki otrzymały góry prezentów bez żadnego charakteru religijnego, Klara podziękowała rodzicom, że od nich nie otrzymała żadnego poza świętym obrazkiem, na którym jej mama napisała zdanie, które stanie się bardzo ważne dla Klary: “Miej głębokie pragnienie, aby Pan dał ci wszystko, o czym wie, że brakuje ci dla Jego czci i chwały” (św. Jan od Krzyża).
Pierwsze lata edukacji Klary odbywały się w domu, nauczaniem zajmowała się jej mama; w 1964 r. Klara przeniosła się do szkoły z internatem w Tuluzie, prowadzonej przez siostry ze zgromadzenia Najświętszego Serca Pana Jezusa i szybko dała tam poznać swoją ogromną radość życia, żarliwą hojność i szczególny pociąg ku rzeczom Bożym: “To cudowne! – napisała – Dziś rano poszłam na mszę i przyjęłam komunię świętą… Pomyślałam o was, drodzy rodzice, którzy przekazaliście mi wiarę katolicką, którzy nauczyliście mnie modlić się, którzy mnie ochrzciliście. Wszystko wam zawdzięczam i dziękuję wam bardziej, niż mogę to powiedzieć lub pomyśleć.”

Dzieci proszą
Podczas rewolucji maja 1968 r. Klara słuchała i dużo rozmyślała. Odczuwała mocno bałagan polityczny i społeczny, którego była świadkiem, i widziała tu jedyny ratunek : modlić się do Najświętszej Maryi Panny, według wskazań z Fatimy. Z własnej inicjatywy namówiła uczennice swojej pierwszej klasy liceum, by napisać list do biskupów Francji : „Ekscelencjo, w 1917 Maryja poprosiła : codzienny różaniec, oddanie się Jej Niepokalanemu Sercu, komunia wynagradzająca w pierwsze soboty miesiąca. „Jeśli posłuchacie mojej prośby, Rosja się nawróci i będzie pokój, inaczej jej błędy rozciągną się na całym swiecie”. Aż do teraz Rosja rozciąga swoje błędy i pokój jest daleki od idealnego. Możliwe, że Francja i inne kraje katolickie nie prosiły wystarczająco Dziewicy Maryi o nawrócenie grzeszników… Dlatego też, Ekscelencjo, błagamy cię, byś poprosił swoich księży, aby ci przekazali orędzie Maryi wszystkim swoim parafianom… Ekscelencjo, proszą cię o to dzieci, proszą o to też wszystkich biskupów Francji, by przekazali ten apel Kościołowi naszej ojczyzny. Jesteśmy pewne, że Ekscelencja weźmie ten list pod uwage i za to dziękujemy.”
Z entuzjazmem swych piętnastu lat Klara oburzała się falą kontestacji, która zalała Kościół i zmierzała do unicestwienia przeszłości. Tak ją to dotknęło, że rozchorowała się i musiała skończyć rok szkolny w domu. Wtedy zauważyła, że młodzi ludzie z jej wioski nie mają okazji do wspólnych rozrywek. Klara zorganizowała więc najpierw chór, potem grupa młodych przygotowała dwie sztuki teatralne dla starszych osób z sąsiedniego hospicjum, dla niepełnosprawnych oraz po prostu dla mieszkańców wsi. Kolejną klasę liceum Klara podjęła w szkole sióstr dominikanek pod Tuluzą. Nie pałała entuzjazmem, ale dobry humor jej nie opuszczał. W jednym z listów napisała : „To zadziwiające, kiedy tak się zastanowić, jak wiele powodów do szczęścia można znaleźć! Życie samo w sobie jest jedynie szczęściem! To ludzie powodują w nim nieszczęście. Gdyby wszyscy mogli to zrozumieć!” Jednak wewnętrzne walki były wciąż obecne w życiu Klary. W święto narodzenia Najświętszej Maryi Panny 8 września 1970 r. Klara odmowiła przyjaciółce pójścia razem na mszę świetą, mimo miłości i czci, którymi darzyła Maryję. Tego dnia wyczytać można było na jej zaciętej twarzy wewnętrzną walkę. W ostatnim roku liceum (1970-71) Klara zamieszkała w wynajmowanym pokoju w Tuluzie i konynuowała naukę u dominikanek.

Trudne, ale piękne
Kiedy mama Klary zachorowała, musiała pójść do szpitala, a potem leżała w łóżku przez ponad rok. Klara każdego wieczora chodziła ją odwiedzić do szpitala. W każdy piątek wieczorem wracała do Lauret, gdzie spędzała czas ze swoim tatą. To doświadczenie rodzinne wywołało potworny ból : „Mam tego dość… dość…” – napisała do jednej ze swoich sióstr 15 lutego 1971 r.; i zaraz dorzucila : „W każdym razie, z całego tego smutnego czasu, wychodzę dojrzalsza, bo zobaczyłam, że nie żyje się tylko dla siebie, ale dla innych i że wszyscy SĄ po to, by żyć dla innych i czynić ich szczęśliwymi. To jest potwornie trudne, ale kiedy się to udaje, jest to coś pięknego.” W kwietniu tegoż roku to Klara musiała póśjć do szpitala z powodu rwy kulszowej. Będąc przykutą do łóżka, dużo pisała : pisała malownicze listy, w których mowiła o wszystkim, ale rzadko o swojej chorobie. Korzystała z nadarzających się okazji, by ewangelizować : pielęgniarce ze zmiany nocnej, która jej się zwierzała i utrzymywała, że nie ma czasu na Boże sprawy, Klara odpowiedziała : „Ależ siostro, nie wie siostra, że wiara pomaga działać najlepiej ? Proszę więc stracić jedną godzinę na odnalezienie wiary i będzie siostra szczęśliwa, a nie pusta, jak to teraz siostra opisuje !” „Jaki to cenny skarb, wiara ! – powiedziała rodzicom. – Jakbym bardzo chciała, by ta kobieta ją odnalazła !”
W sierpniu, po pięciu miesiącach cierpień, Klara przeszła pomyślnie operację kręgosłupa. Szybko wróciła do dawnej formy, choć napady bólu rwy kulszowej będą okresowo naracały. Trzy tygodnie po wyjściu ze szpitala Klara zdała maturę i zdecydowała poświęcić się odrestaurowywaniu obrazów i fresków. Ten zawód miał w jej oczach ważne zalety : niezależność w pracy i możliwość, już później, zostania w domu.
Klara zdecydowała się zdawać egzaminy wstępne do Wyższej Szkoły Konserwacji Dzieł Sztuki w Rzymie, uczelni państwowej, która co roku gwarantowała trzy miejsca dla kandydatów zagranicznych. Przygotowywały ją do tego zajęcia z historii sztuki na wydziale uniwersytetu w Tuluzie. Klara zabrała się ostro do pracy. Bardzo towarzyska, odwiedzała wciąż znajomych, a także regularnie osoby starsze i niedołężne ze swojej dzielnicy. Jej religijność nie słabła. “Wczoraj wieczorem zdecydowałam się chodzić na mszę codziennie… Mam wystarczająco dużo czasu, by pójść na uczelnię, zaraz po skończeniu mszy; wychodzę z niej cała dobra, cała czysta, cała święta, i wskakując na rower, gnam pośród tłumu”.

Nie bój się niczego
W Wielkanoc 1972 r. Klara zdecydowała przenieść się do Rzymu, by lepiej przygotować się do egzaminów. Miała wtedy 18 lat. Trzy miesiące pracy w warsztacie i bibliotece, od maja do lipca 1972 r., potem dwa miesiące wakacji w Lauret, przerwane narodową pielgrzymką 15 sierpnia do Lourdes, zajęły ją aż do jesieni. W październiku Klara wróciła do Rzymu, gdzie już od dawna mieszkali dwaj bracia jej mamy. Jeden był karmelitą, drugi, ojciec ośmiorga dzieci, przyjmował ją często w swoim domu. W jej osobistych notatkach można przeczytać : „Świętość to Miłość w przeżywaniu rzeczy zwykłych dla Boga i z Bogiem, z Jego łaską i Jego siłą” (17 października 1972 r.). Napisała też do swoich rodziców: “Jestem przerażona myślą, że mogłabym być przyjęta! Wiem, że w Biblii jest napisane 366 razy : „Nie lękaj się”, raz na każdy dzień roku, i że łaska Boża będzie nam dana, jeśli potrzeba. Ale boję się okrutnie zacząć moje dorosłe życie już za dwa miesiące…” Co nie przeszkadzało jej pracować pilnie, by odnieść sukces.
Data egzaminów, opóźniona przez strajki, została ustalona na 1 grudnia. Klara została przyjęta jako jedna z trzech obcokrajowców. Entuzjazm ją roznosił, a jednocześnie pojawiały się na horyzoncie nowe zmagania : „Boża ręka nie przestaje mnie chronić, pisała do rodziców. To, co mnie denerwuje, to moje powodzenie u chłopców, całkiem niezamierzone, wierzcie mi. Jeden jest normalnie we mnie zakochany. Jest też jeden Libańczyk, pełen troskliwości… ; i jeszcze dorzuciłabym dwóch Włochów, prawiących komplementy i wiernych jak pies. To dużo, jak na dziewięć dni…. To prawda, że wkrótce lepiej mnie poznają …! To trudne, zmienić swoją naturalność i powstrzymywać się od śmiania, a ze wszysktiego żartować i co i rusz podejmować gry słowne… Ale jestem pewna opieki Boga, Maryi Dziewicy i św. Benedykta (Klara nosiła medalik św. Benedykta), nie mówiąc już o Aniołach Stróżach”.
Kilka dni później dorzuciła : „Spieszno mi, by już osiąść, by móc pisać moje listy i mieć moje pół godziny na czytanie duchowe. Różaniec odmawiam podczas dwóch lub czterech kwadransów, które spędzam w metrze. Potrzebuję waszej modlitwy… im lepiej znam ludzi, tym bardziej mnie to deprymuje ; myślałam, że Sztuka dla Sztuki i Piękno dla Piękna, w sensie, że jest to za darmo, dają ludziom głębię i jeszcze coś wiecej… Oczywiście, oprócz dwóch czy trzech snobów, wszyscy zainteresowani są jedynie tym, co sami robią, wręcz pasjonują się tym : ale poza tym, nędza ! Jedyna rzecz, która ich obchodzi, to przyjemność w każdej możliwej formie. Więc depremuje mnie to i trochę mdli. Nie mogę ich oceniać, ale wszyscy, z którymi rozmawiam, poza dwoma, są właśnie tacy. Prawie wszyscy żyja z „partnerem”… Jestem rozczarowana… Wszyscy chłopcy uganiają się za mną ! Cholera ! nie chodzę przecież w mini spódniczkach… a nawet częstuję chłodem i złośliwością tych, których trzeba mi omijać. I im bardziej ich odrzucam, tym bardziej oni kontynuują…. Ale czego najbardziej się boję obecnie, to siebie samej ; bo wszystko wam wyjaśnię. Ludzie nie za bardzo mnie tu podtrzymują w dobrym tak, jak to było w Tuluzie ; i tak czasami, patrząc na nich, mówię sobie, że to nie musi być niemiłe dać się poprzytulać przystojnemu facetowi… A zatem modlę się i modlę, by mieć odwagę, czasem mogłabym nawet powiedzieć : heroizm, by się bronić, by nie mieć żadnego „ragazzo” (chłopaka) przed zaręczynami.”

Oddać się szaleństwu
Z czasem Klara pozwoliła sobie jednak na upojenie własną wolnością. W połowie marca 1973 r. zamieszkała z dwoma przyjaciółkami w niezależnym mieszkaniu. Zaczęły przyjmować gości i wychodzić wieczorami, zabawiały się, robiąc „kretynizmy”, według jej własnego wyrażenia. Mało czasu poświęcały na naukę. „Mam wam mnóstwo rzeczy do opowiedzienia – pisała Klara do rodziców… kiedy wracam z zajęć, w domu jest pełno znajomych, i kładziemy się spać, wymęczone, o północy, 1h rano. Mój sposób widzenia rzeczy zmienia się : kto ugasi pragnienie życia, które jest we mnie.. ? Wczoraj poszłyśmy nad morze. To było bajeczne ! Całkiem same szalałyśmy aż do późnej nocy… byłyśmy z pasją pełne życia, niezależności, pełnej wolności i odurzającego uczucia bycia poza cywilizacją”.
Przy takim rytmie oceny Klary stały się godne ubolewania i była ona bliska wyrzucenia z uczelni. Jeden z jej wujów upomniał ją : « Przykro mi ze względu na twoich rodziców, a zwłaszcza na twojego starszego ojca, że rujnujesz swoje życie …” Na co Klara odpaliła : « A tymczasem ja dobrze się bawię !” Aczkolwiek, była w głębi serca niezadowolona sama z siebie. Jej żywe wyczucie Boga, na wpół porażka w nauce i bez wątpienia także opinia jednej studentki : „Zobaczysz, moja biedna dziewczyno, dojdziesz do naszego ateizmu. Nie daję ci roku, aż staniesz się taka, jak my…” spowodowały zbawienną zmianę. Lato przyniosło szczęśliwe wakacje w Lauret, narodową pielgrzymkę do Lourdes. Na początku października Klara wyjechała pełna wigoru do Rzymu. Napisała do rodziców : „Zdaję sobie sprawę, w jakim stopniu ogarnęły mnie pycha i łatwy egoizm, pod mylącą nazwą emancypacji…” Jej doskonała dyspozycja z początku tego nowego roku szkolnego już nie osłabła. Bóg był ponownie w centrum jej życia, mimo okazyjnych „duchowych buntów”. 
Rok później, 16 września 1974, Klara pojechała na trzy tygodnie do Ziemi Świętej z grupą dziesięciorga młodych ludzi, pod opieką ojca dominikanina. „My w Betlejem. Chodzimy przez pustynię godzinami. Wielkie zmęczenie i głód. Asceza : nieoceniona dla czystości, to prawda”. Klara napisała rodzicom : „Jestem w trakcie kompletnego nawrócenia, drążenia mojej wiary, znajdywania jej prawdziwego sensu, i uczę się nieustannie podstaw mojej religii. Na razie gromadzę maksimum elementów gorliwości, pobożności, przykładów, duchowego ubóstwa, żeby móc sama w Rzymie zorganizować moje życie tak, jak to teraz widzę, a nie tak, jak je dotąd przeżywałam. Zaczynam rozumieć sens słowa “miłość do Boga”: nie trzeba, tak sądzę, skupiać się nad pytaniami dodatkowymi, ale wszystko skierować ku Bogu i tylko ku Niemu!”

Całkiem nowe szczęście
Kilka dni po powrocie z Ziemi Świętej Klara otrzymała wezwanie do Asyżu, by pracować przy odrestaurowywaniu fresków tamtejszej bazyliki. Wynajęła pokój u benedyktynek i później napisała do rodziców : „Będę żyć życiem monastycznym : spanie zaraz po kolacji, msza każdego ranka o 7h30 i o 8h do pracy… To, co robimy, to dla mnie szczyt ! Kaplica św. Marcina, Szymona Martini. Ta jest najpiękniejsza… Ten gość, Martini, to był człowiek duchowy pierwsza klasa, widać to jeszcze lepiej z bliska… Doświadczam całkiem nowego szczęścia uczestnicząc we mszy w ciągu tygodnia, czytając Ignacego z Antiochii, św. Jana i medytując przez kwadrans każdego dnia ».
10 grudnia znowu napisała : „Opływam jeszcze bardziej w szczęście, od kiedy mogę liczyć dni, które dzielą mnie od spotkania z wami. I oczekując, aż duszę się z emocji : gwałtowność, którą u mnie znacie, króluje w całej okazałości… Dyrektorka prac pozwala mi chodzić wszędzie tam, gdzie następnego dnia będziemy usuwać rusztowania, bym dokonała ostatnich poprawek. I nawet potem na to nie patrzy, co mnie bardzo krępuje, gdyż odpowiedzialność jest większa niż daję radę unieść. Nieważne : mam wolną rękę. To dopiero jest piękne życie ! wolna, w jednym z najpiękniejszych miejsc w Europie…”
Klara przyjechała do Lauret 18 grudnia na ferie bożonarodzeniowe. Jej bliscy zobaczyli ją przemienioną. Spędziła w Lourdes poniedziałek 30 grudnia. Na kolanach przed grotą, pochylona do ziemi, Klara spędziła nieruchomo bardzo długi czas. Kiedy się podniosła, jej twarz była całkiem inna, jakby nieobecna, nieskończenie daleka ; coś się wydarzyło między nią i Najświętszą Dziewicą… W sobotę 4 stycznia objawiło się ostre wirusowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. 17 stycznia Klara przyjęła półprzytomnie sakrament chorych. W niedzielę 19 stycznia, podczas gdy bliscy myśleli, że jest w śpiączce, Klara przemówiła nagle, bardzo głośno i wyraźnie : „Zdrowaś Maryjo, łaski pełna…” I zatrzymała się, wykończona. Jej mama podjeła modlitwę. Na koniec każdej zdrowaśki Klara szeptała : „Jeszcze… jeszcze…”, aby kontunowano rożaniec. Wieczorem 20 stycznia pogrążała się w coraz to głębszej śpiączce. Klara odeszła do wieczności, gdzie Bog ją wezwał, w środę 22 stycznia 1975 r., ok. 5h po południu. Miała 21 lat i 3 miesiące.
Klara chciała “pójść prosto do nieba”. Dużo rozmawiała ze swoim wujkiem, o.Filipem od Trójcy Świętej, o Pierwszym Liście św. Jana: “Przez to miłość osiąga w nas kres doskonałości, że mamy pełną ufność na dzień sądu » (1 J 4, 17). W 1970 r. Klara napisała do przyjaciółki : „Naprawdę myślisz, że coraz wieksza bliskość śmierci jest niepokojąca ? Myślę, że nie ; nie wolno bać się śmierci. Śmierć jest jedynie przejściem z jednego życia – które właściwie jest tylko przygotowaniem – radości i małych nieszczęść… do pełni szczęścia, pod wieczne spojrzenie Tego, który dał nam wszystko. Śmierć budząca trwogę ? Nie, nie powinna taka być : ale winna być oczekiwana z nadzieją (więc przygotowana…). Pamiętasz, że w szkole Najświętszego Serca wiele dziewczyn (w tym także ty) przewidziało, bez wcześniejszych konsultacji, że umrę młodo ? I wiesz, przyznam ci się, że nie obchodzi mnie to kom-plet-nie, wiedząc, że w wieczności czym jest te 50 lat życia ziemskiego więcej lub mniej ?”

Na przykładzie Klary de Castelbajac uczmy się „wszystko kierować ku Bogu”, szukając tylko, by się Jemu podobać, a Pan odda nam ponad wszelką miarę.
o.Antoni Maria, OSB, opat (Opactwo Św. Józefa w Clairval)

O Klarze nieco dłużej

Świętość? Czy to nierealność? Osobliwość? Rzadki eksponat ludzkiego rodzaju? Co to jest ta „świętość”? Co?  To leżenie na trawie i miłosne przeżywanie swojego zwykłego życia. To pasja bycia dobrym. To wyskrobywanie zalążków przewrotności, aby radość się nie zakaziła.

Jak ugryźć świętość? Jedna z recept pod spodem. Klara de Castelbajac (czyt. dy Kastelbażak)!

Klara de Castelbajac (czyt. dy Kastelbażak) urodziła się 26 października 1953 r. w Paryżu. Była jedynym dzieckiem ze związku Ludwika de Castelbajac i Solange Rambaud, ale miała brata i siostry z pierwszego małżeństwa jej ojca (Ludwik de Castelbajac był od kilku lat wdowcem).

Klara była dzieckiem chorowitym, ale otaczała ją ciągle miłość licznej rodziny. Gdy przyszła na świat, miała czworo przyrodniego rodzeństwa: Jana (24 lata), Laurence (22 lata), Paulinę (19 lat), Annę (15 lat). Patryk miałby 13 lat, ale umarł kilka tygodni po urodzeniu. Mimo dużej różnicy wieku (brat i dwie najstarsze siostry nie mieszkali już nawet w rodzinnym domu), Klara została natychmiast „zaadoptowana”, pokochana i traktowana jak siostra. A przede wszystkim doświadczała miłości swoich rodziców, niezmiernie szczęśliwych, że doczekali tak bardzo upragnionej córeczki.

Pierwsze lata swojego życia Klara spędziła w Rabacie, w Maroku, gdzie jej ojciec pracował jako dyrektor banku. Była bardzo kochana przez swoich rodziców i rodzeństwo. Od najmłodszych lat otrzymała bardzo dobrą edukację, tak w wymiarze ogólnoludzkim, jak artystycznym i duchowym.

W 1959 Klara wróciła wraz z rodzicami do Francji, by zamieszkać w ogromnej posiadłości rodzinnej Lauret, w departamencie Gers. Jest to wieś pełna uroku, o bogatej historii, położona pośród lasów. Ze swoją stajnią, zwierzętami i zabudowaniami gospodarskimi Lauret było dla Klary ostoją przez całe jej życie i wpływało na nią od najwcześniejszego dzieciństwa.
Tam właśnie Klara rozkwitała, korzystała z mnóstwa wolnego czasu. To mama czuwała nad domową edukacją Klary, sama przygotowywała jej lekcje – szkoła była dość daleko i do tego problemy zdrowotne Klary nie pozwalały, by mogła do niej uczęszczać. Bo choć Klara była dzieckiem o radosnym usposobieniu, którego wszędzie pełno, nie cieszyła się zbyt dobrym zdrowiem: borykała się z wciąż nawracajacymi problemami żołądkowymi i z oddychaniem.

Od młodości Klara doświadczała różnych cierpień, uczyła się nadawać im sens, zwracając się ku innym ludzoim zamiast czynić je powodem do zamknięcia się w sobie. Niezwykle hojna, lubiła dzielić się wszystkim, co posiadała z tymi, którzy nie mieli w życiu tyle szczęścia, co ona.
W wieku 4 lat, przed Bożym Narodzeniem, przygotowała paczki, by je przekazać biednym dzieciom. I tak była niecierpliwa na myśl, że trzeba je wysłać już i teraz, że ojciec zabrał je do swojego biura, by utemperować niecierpliwość Klary.

Przez swój silny charakter Klara musiała prawdziwie walczyć, by nauczyć się panować nad swoimi napadami złości, ale on też uzdalniał ją do kochania, zachwycania się i dziękowania, czego nigdy nie przestała czynić. Jej sekretem, począwszy od Pierwszej Komunii Świętej, było pragnienie bycia świętą, jak to kiedyś powiedziała swojemu tacie przy stole :
– Wiecie, ojcze, kim chcę być, gdy będę duża?
– Tak, chyba się domyślam. Chcesz być zakonnicą.
– Nie, to coś więcej.
– To nie wiem…
-Otóż, chcę być świętą! To więcej niż bycie zakonnicą, prawda….?

Klara rozpoczęła gimnazjum w szkole Najświętszego Serca Pana Jezusa w Tuluzie prowadzonej przez zakonnice. To był bolesny czas dla młodziutkiej dziewczyny, przyzwyczajonej od zawsze do przebywania przy swoich rodzicach i wzrastania w rytm sezonów rolniczych. Otrzymane w szkole wykształcenie było dość surowe, ale jednocześnie pełne delikatności i duchowej głębi, co sprawiło, że Klara stała się prędko szczęśliwa w nowej szkole. Zawiązała też tam głębokie przyjaźnie z koleżankami z klasy.

Pierwsze lata w szkolnym internacie były dla Klary okazją do pogłębienia wiary, do przyjęcia jej tak, by móc o niej świadczyć. Jej troska misjonarska była już bardzo silna i Klara marzyła, by głosić ewangelię na krańcach świata. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że jej życie chrześcijańskie zaczyna się tu i teraz, i że np. wiele ją kosztuje przebywanie z uczniami, których nie lubiła.
Tak Klara odkrywała nowe wymagania związane z jej pragnieniem świętości, ale i piękno radości wybranej, nie zaś wrodzonej: „Bądź wesoła i wyrozumiała” – często sobie powtarzała.

Czas liceum był dla Klary trudniejy, gdyż musiała ona zmienić szkołę, w której źle się czuła. Ostatecznie choroba młodzej dziewczyny zmusiła ją do pozostania w rodzinnym Lauret i dokończenia pierwszej klasy liceum korespondencyjnie. Będąc w domu, Klara postanowiła stworzyć chór dziecięcy, by śpiewać osobom starszym i niepełnosprawnym, które odwiedzała wraz z dziećmi. Klara promieniała radością i entuzjazmem. Kiedy rozpoczęła kolejny rok nauki w Tuluzie, wciąż starała się pamiętać o innych, zanosiła ciasto bezdomnym, odwiedzała osoby samotne.
Ciągle jednak zmagała się z problemami zdrowotnymi. Rwa kulszowa przykuła ją do łóżka i wymagała hospitalizacji przez wiele miesięcy, co z kolei zmusiło Klarę do zdawania matury w późniejszym terminie, we wrześniu 1971 r. 

Po zdanej maturze Klara zaczęła studia na wydziale historii sztuki w Tuluzie, ale jej celem było dostanie się do szkoły konserwacji dzieł sztuki w Rzymie. Pracowała więc z całych sił, by móc zdać egzamin wstępny po włosku. W rezultacie została przyjęta pod koniec roku 1972.

Klara przeprowadziła się do Rzymu. Studia ją pasjonowały, ale szybko była rozczarowana atmosferą, jaka panowała na uczelni, i studentami, z którymi się tam spotykała. Ta, która myślała, że kontakt z pięknem sztuki obowiązkowo wznosi duszę ku Bogu, znalazła się pośród młodych, w większości ateistów, którzy byli bardziej zainteresowani młodą Francuzką, ciągle radosną i jakże urzekającą… I Klara odkryła, że nie jest jej obojętne zainteresowanie chłopców. Walczyła więc dzielnie, by pozostać w zgodzie ze swoją wiarą i ideałem czystości. Jej przywiązanie do Maryi Dziewicy, wierność sakramentom Eucharystii i spowiedzi, okazały się niezbędne w czasie pokus.
.

Sytuacja była o tyle trudniejsza dla Klary, że była ona w Rzymie sama, nie znała tam wielu ludzi. Kiedy zatem spotkała dwie młode Francuzki, jej rówieśniczki, pochodzące z tych samych kręgów społecznych co ona i zainteresowane tymi samymi studiami, Klara chwyciła się ich przyjaźni jak koła ratunkowego. Niestety, jej nowe przyjaciółki nie dzieliły z nią wiary i pod ich wpływem, ciut upojona wolnością studenki na obczyźnie, Klara powoli chyliła się ku życiu raczej powierzchownemu. Dużo korzystała z zabawy, mało się uczyła, chodziła wciąż na Mszę Świętą, ale traciła powoli swoją radość i głębię wiary.

W ciągu kilku miesięcy relacja Klary z jej dwiema przyjaciółkami zaczęła się psuć. Klara zaczęła zdawać sobie sprawę, że spędzanie życia na robieniu, co tylko się chce, bez czuwania nad życiem duchowym, nijak jej nie wystarczało. Oddaliła się więc od tych przyjaciółek i została sama. Smutna, poniżona przez zdradę swoich własnych ideałów, zdecydowała dążyć do tego, co zawsze ją ożywiało – do osobistej relacji z Chrystusem.
Właśnie tu, jak ojciec marnotrawnego syna w łukaszowej przypowieści, Pan Jezus wyszedł jej na spotkanie. Podczas lata w 1974 r., pewna niedawno poznana dziewczyna zaprosiła ją na pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Ten czas łaski był dla Klary czasem nowego nawrócenia.

We wrześniu 1974 r. Klara wyjechała na 3 tygodnie do Ziemi Świętej. Dołączyła do grupy zaangażowanych młodych ludzi, której towarzyszył ojciec dominikanin. Razem przemierzali ziemię schodzoną przez Chrystusa. Klara Przeżyła tam bardzo silne doświadczenie duchowe. Odkryła miłość Boga, « zadziwiającą i prostą », i pozwoliła się jej pochłonąć. Po powrocie Klara była przemieniona, przepełniona pokojem i głęboką radością, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyła. Była cała otwarta na Boga, przeniknięta Jego światłem.

Klara została wysłana do Asyżu do pracy nad konserwacją fresków bazyliki św. Franciszka. Otrzymała tam przywilej odrestaurowania portretu swojej świętej patronki. Ten czas asyski pozwolił, by łaski, których Klara doświadczyła w czasie pielgrzymki, mocno się w niej ugruntowały. Klara mieszkała wtedy u benedyktynek, w atmosferze modlitwy i pracy. I wszyscy, którzy ją spotykali, byli poruszeni światłem, które biło z jej wnętrza. Po powrocie do rodzinnego domu na czas ferii świątecznych Bożego Narodzenia Klara zwierzyła się swojej mamie : « Dojrzałam do wielkich rzeczy, ale nie wiem, do jakich ».

Podczas ferii świątecznych we Francji Klara spędziła jeden dzień w Lourdes ze swoimi rodzicami i przyjaciółką. Lourdes było dla niej zawsze bardzo ważnym miejscem i lubiła modlić się przy grocie. Tym razem modlitwa Klary nadzwyczajnie się przedłużyła. Kiedy mama dała jej znak, że pora już iść, była zaskoczona twarzą swojej córki, przeczuwała, że coś się wydarzyło między Klarą i Maryją Dziewicą. Klara pozostała milcząca i pani Castelbajac nie zadawała pytań…
Kilka dni później, podczas przygotowań do wyjazdu do Włoch, Klara się rozchorowała. Początkowo wszyscy podejrzewali nieszkodliwą grypę, ale jej stan nagle się pogorszył i padła diagnoza: wirusowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. W trybie pilnym, przyjęta do szpitala Klara powoli zapadła w śpiączkę. W chwilach świadomości nie przestała dziękować tym, którzy przy niej czuwali, mówić im o swojej miłości. Ale mówiła już coraz mniej…
Kilka dni przed jej śmiercią były proboszcz parafii z Lauret przyszedł z wizytą i Klara rozpoznała go. Poprosiła o komunię świętą, wykrzykując : « Proszę mi przynieść, proszę mi przynieść, muszę Go uwielbiać ! » Zaraz potem znowu była nieprzytomna. Ostatni raz, gdy odzyskała przytomność, w niedzielę 19 stycznia, podczas gdy bliscy myśleli, że jest w śpiączce, Klara przemówiła nagle, bardzo głośno : « Zdrowaś Maryjo, łaski pełna… ». Jej mama kontunuowała modlitwę. Na koniec każdej zdrowaśki Klara szeptała : « Jeszcze… jeszcze…». To była jej ostatnia modlitwa. Mimo wdrożonego leczenia 22 stycznia 1975 r. Klara odeszła do wieczności, gdzie Bóg jej oczekiwał.

Curiculum vitae – takie króciutkie

Klara de Castelbajac, Służebnica Boża. Żyła na tym Bożym świecie od 26 października 1953 do 22 stycznia 1975, a potem poszła dalej …

Klara, świadek naszego powołania do szczęścia.

Klara urodziła się 26 października 1953 r. w Paryżu. Po pierwszych pięciu latach spędzonych w Maroku żyła na spokojnej wsi , w starej posiadłości rodzinnej, Lauret.
Od małego Klara przejawiała intensywną radość życia, dużą wrażliwość na bliźniego, hojność serca i szczególny pociąg ku sprawom Bożym.
Nie miała granic w tym, jak kochała,
w tym, czego pragnęła,
w tym, co dawała.

W wieku 5 lat przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej. Od tej chwili jej bezgraniczne zaufanie Bogu oraz całkowite oddanie się Maryi nie przestawały wzrastać.

Po ukończeniu dobrych szkół, rozpoczęła studia na uczelni konserwacji dzieł sztuki w Rzymie (kierunek: malarstwo i freski).

Jej życie wydaje się proste i łatwe. Jednak Klara przeżywała różnorakie cierpienia i podejmowała trudne zmagania:
– poprzez choroby, które dotykały ją od dzieciństwa aż do śmierci,
– poprzez walkę z własną porywczością i nad wyraz rozwiniętą wrażliwością,
– przez ból odczuwany w dzieciństwie wobec kryzysu w Kościele,
– w końcu poprzez trudności i pokusy, które z siłą spadły na nią podczas pierwszego roku pobytu w Rzymie.

Jednak łaska działała.
A Klara na nią odpowiadała:
– poprzez swoje oddanie Bogu,
– poprzez „zażyłość ze świętą Dziewicą” i „wszystkimi mieszkańcami nieba”, jak zwykła sama mówić.

W ostatnich miesiącach życia Klara była wypełniona niezwykłą, nieziemską radością i wewnętrzną równowagą.

Trzytygodniowa pielgrzymka do Ziemi Świętej, prawdziwa „pielgrzymka ubogich”, miała na nią kluczowy wpływ. Po powrocie, od października do grudnia 1974 r., Klara odnawiała dwa freski w bazylice św. Franciszka w Asyżu. Był to czas wyjątkowego wyciszenia, światła, szczęścia…

Ogromną łaską było dla Klary iść po śladach Chrystusa, z charakterystycznym dla niej entuzjazmem. Chowała w sercu wszystkie sprawy, by rozmyślać nad nimi pod asyskim sklepieniem tuż przed ostatecznym i wiecznym spotkaniem z Jezusem…!

Klara wróciła do Lauret na ferie bożonarodzeniowe przepełniona radością, tryskającą żywotnością.
Ta radość nie myliła: to radość Królestwa Bożego, które zaczęło się już tu na ziemi. To radość dzieci Bożych, które złożyły wszystko w ręce Ojca, niczego się już nie lękając, bo tak bardzo czują się kochane i tak bardzo kochają.
Klara była spełniona: nie było już w niej próśb czy pragnień… było jedynie uwielbienie, miłość. Jej wiara – doświadczona i oczyszczona – triumfowała.

W poniedziałek, 30 grudnia 1974 r. Klara chciała spędzić dzień ze swoimi rodzicami w Lourdes. Przy grocie modliła się długo, całkowicie w tej modlitwie zatopiona i przez tę modlitwę pochłonięta… Maryja dała jej jakiś znak…? Poprosiła ją o największe świadectwo miłości…? Dla Klary te znaki były jeszcze niezrozumiałe, ale ważne.

Rankiem, 4 stycznia, w pierwszą sobotę miesiąca, pojawiły się u Klary objawy ostrego zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych. Choroba stała się prawdziwą drogą krzyżową.

I tak, 22 sytcznia 1975 r. , w wieku 21 lat i 3 miesięcy, Klara odeszła do wieczności, w której przywitał ją Bóg.